Powinowactwa miedzy uprawianiem muzyki a medytacją

  1. Niniejsze spostrzeżenia dotyczą wyłącznie strony praktycznej obydwu aktywności i są niewyczerpujące, jeśli chodzi o opisanie i badanie punktów stycznych między nimi. Oby te zapiski stanowiły inspirację.

MUZYKA

Będąc dzieckiem uwielbiałam muzyków symfonicznych i wszystko, co ich otaczało – muzykę wielkich mistrzów, instrumenty, partytury, uroczysty ubiór, filharmonie, „jaskółki” w teatrach, życie bohemy, próby, gesty dyrygenta, strojenie, wprawki palcowe, arkany terminologii muzycznej.

Te wszystkie elementy osnute były boską aurą, jakby muzycy byli domownikami w Pałacu Nieskończoności. Ta nieuchwytność muzyki była czymś, co w jakimś miejscu jestestwa kłuje, uwiera. Te działania i przedmioty, które wielbiłam były okruszkami, które z tego Pałacu rzucone były dla takich, jak ja.

Naturalnie, moje wykształcenie muzyczne spełzło na niczym, jeśli chodzi o wykonanie koncertowe. Nie można zamieszkać pałacu, którego czujesz się wciąż niegodnym. Pozostaniesz z własnej woli żebrakiem okruszków Nieskończoności – dokonujesz samospełniającej się przepowiedni.

Podobny stosunek do konstruktu dźwiękowego, nazywanego muzyką ma cała populacja niebędąca muzykami i należąca do białej rasy na wszystkich kontynentach. Jest to oczywiście subiektywne stwierdzenie, wyprodukowane przez mój mózg na podstawie obserwacji muzycznych zachowań mojej i innych ras, w Ameryce Południowej i w Europie. Zachowania takie, jak grzeczne siedzenie w Filharmonii (już nie mówiąc o wzniesieniu budowli i nazywaniu jej Przyjaźnią do Muzyki) i słuchanie, jak inni produkują dźwięki, tak samo jak dziwaczne klaskanie w dłoni do czerwoności w odpowiedzi na ich aktywność jest wybitnie właściwa dla Europejczyka. Bardzo częste jest także reagowanie obronne, lękowe na widok instrumentu i propozycję grania na nim. Z tego ostatniego wyjątkiem stanowią dzieci do wieku dziewięciu lat. No a także Ci, o rozszerzonym polu świadomości.

Muzykę traktujemy z nabożnością, jako goście lub spektatorzy. Czasami traktujemy ją użytkowo, jako konsumenci, pozwalając jej zaistnieć jako tło dla innych aktywności. Lub zamykamy ją w rezerwatach, np. dyskotekach, dancingach, gdzie wolno nam wykonywać niestandardowe ruchy ciała przez okres przebywania w tychże rezerwatach. Wyjątki w tym zachowaniu wykazują dzieci do wieku jedenastu lat. Oraz Ci, o rozszerzonym polu świadomości.

Roboczo nazwałabym to wszystko próbą obchodzenia się z nieuchwytnością życia tak, aby nie uwierała.

MEDYTOWANIE

Słowo „medytacja”, patrząc z perspektywy czynności, czyli medytowania, wyżłobiło sobie pewne drogi w świadomości białego człowieka, które można by porównać do dróg wyżłobionych przez pojęcie „muzykowanie”.

Omijając osoby, których słowo „medytacja” napawa uczuciem zagrożenia, ogólne nastawienie do słowa „medytacja” jest przychylne, acz niepewne. Coś się w niej czai. Trudna dyscyplina: uprawiają ją inni, nie ja. To oni zamieszkują Pałac Pokoju. Fascynujące są ich szaty pomarańczowe lub szare, ich kadzidła i dzikość ich otoczenia. Ja nie umiem, ja – umęczony niewolnik XXI wieku mogę liczyć tylko na jakieś okruchy tego Pokoju.

No i tego pokoju nie dostanę. Nie siądę do medytowania, aby wejść w ten Pałac, nie zamieszkuję miejsca, którego nie czuję się właścicielem.

Podobnie, jak z muzyką, wiele osób czuje się niekomfortowo w momencie zbliżenia się do praktycznego poznawania medytacji. Tak jak z instrumentem muzycznym, widok poduszki do siedzenia oraz perspektywa kilkudziesięciu minut ciszy wywołuje reakcję obronną. „Nie dzisiaj”. „Jest dużo do zrobienia”. „Jak miałbym to zrobić? Nie mam przygotowania”.

Jedna jest różnica: medytowania nie można usłyszeć lub oglądać, więc nie da się go „skonsumować” jako dzieło, ani też nie ma pretekstu do klaskania w dłoni, gdy mnisi wstają ze swoich poduszek. Ich zwycięstwo jest nienamacalne, nawet niesłyszalne.

Nie medytować, tak jak nie zagrać: nie zapuszczać się tam, gdzie grasują tygrysy niepoznawalnego. Najlepiej obejść się bez tego.

WEJŚĆ DO PAŁACU I TAM ZOSTAĆ

Co jest tym, co powoduje to uczucie wyobcowania? Wyobcowania od Nieskończoności, od Pokoju. U białego człowieka odpowiedź obejmuje wybitnie czynniki kulturowe, a w szczególności – edukację. Dlatego na początku życia, jako dzieci, jeszcze nie obawiamy się ani ciszy, ani muzyki. Zamieszkujemy jeszcze Pałac Nieskończoności oraz Pałac Pokoju.

Biały człowiek buduje swoją rzeczywistość w oparciu o rozrost spekulacji intelektualnej, zbierania pojęć i danych empirycznych. Przekazuje te dane swojemu potomstwu w postaci bitów informacji w słowach. Po to, aby móc przyjmować dorobek cywilizacji, jaki jest mu przekazywany, młody człowiek rozbudowuje funkcje mowy, matematyki i powiązań logicznych. Agresywny trening lewej półkuli mózgowej odbywa się od przedszkola aż do uczelni. Temu te instytucje służą.

Funkcje nieistotne dla sprawy zamieszkiwania w barakach intelektu, takie jak intuicja rzeczy nienazwanych, pojmowanie świata bez słów językiem emocji, dostrzeganie gestu żywej ręki, rozczytywanie wyrazu żywej twarzy, spostrzeżenie całości zjawisk, doświadczanie bez pośrednictwa dyskursywności – ulegają atrofii lub rozrastają się we wszystkie strony bez ładu i składu, pozostawione same sobie, jak niepotrzebne krzaki.

Każdy z nas miał cztery, dziesięć, dwanaście lat. Każdy z nas został okrojony ze swojego Pałacu. I boi się jego brzmienia, pamięci o nim, która się chowa w ciszy i nie posiada słów. Nie posługuje się nimi.

Cóż pozostaje? Zdobyć się na to, aby ten instrument wziąć do ręki. Siąść na tę poduszkę w ciszy. Zderzyć się frontowo z rzeczywistością brzydkiego dźwięku, który wyjdzie z nietrenowanych przez lata rąk, głosu. Skonstatować wewnętrzny harmider, który żyje własnym życiem, bez kontroli, właśnie w nas, porządnych, ułożonych, opanowanych ludziach.

Gdzieś musi się zacząć droga powrotna.

Tego, który gra i śpiewa, który tańczy będąc posłuszny wewnętrznemu zewu, tego, który milczy od wielomówstwa i wielomyśli, wystawiając czoło nieuchwytności, nienazywalności, można uważać za osobnika o rozszerzonym polu świadomości.

Lorena Bakalarz. (Osobnik białej rasy)