List od Jarka – Jarek

Kilka miesięcy temu miałem napisać jak praktyka wpływa na moje otoczenie. Odwlekając z dnia na dzień i z tygodni na tydzień, znajdując różne inne zajęcia, odłożyłem to aż do dzisiaj. Prawdopodobnie dzisiaj też bym nie zaczął pisać, gdyby nie pewne zdarzenie, dzięki któremu dostrzegłem w sobie zmiany. Dosłownie dwa dni temu podczas rozmowy telefonicznej z moją koleżanką, poruszyła temat, który przez kilka miesięcy nie dawał mi spokoju, a nawet nie mogłem normalnie funkcjonować. Informacje, które mi przekazała przyjąłem z takim samym spokojem, jak przywitanie się na początku rozmowy telefonicznej. Bardzo mnie zdziwiło, że moje emocje zostały nieporuszone, dało mi to do myślenia, że zachodzą jakieś zmiany. Staram się nie zatrzymywać żadnych myśli przy sobie, ale nie jestem w stanie z takim skutkiem, jakbym tego chciał. Powracając do odpowiedzi na pytanie zadane na początku mojego listu, z racji tego, że jestem w dość specyficznym miejscu, osoby które mnie otaczają często zadają mi pytania typu: Co mi daje praktyka? Czy mnie uspokaja? Te dwa pytania są najczęściej mi zadawane. Przypuszczam, że jakaś część osób patrzy na mnie, jak na osobę spokojną, poukładaną z racji tego, że praktykuję buddyzm. Nie zauważyłem widocznych zmian w moim otoczeniu, nie twierdzę, że ich w ogóle nie ma, na pewno są, lecz trudno mi je dostrzec. Do niedawna praktycznie każda sesja zazen była dla mnie oczekiwaniem doznania jakiegoś odczucia, stanu euforii, odlotu itp. Dziś, kiedy siadam do zazen nie zastanawiam się czy osiągnę jakiś stan, czy coś w tym stylu. Moje problemy zdrowotne nie pozwalały mi siedzieć na zafu, siedziałem na krześle, myślałem, że tak będzie, dopóki nie zoperuję uszkodzonego kolana, okazało się, że po rehabilitacji, którą wykonałem we własnym zakresie, zacząłem siadać na zafu o wiele wcześniej niż zakładałem. Od niedawna zdarza mi się, że po ukończeniu zazen doznaje niedosytu praktyki, a z racji miejsca nie mogę medytować tak długo, jakbym tego chciał. Nie należę do osób, które mają tzw. lekką rękę i dlatego często więcej czuję niż piszę, czy chciałbym napisać. Bardzo się cieszę, że zacząłem praktykować i nadal trwam, a nie zaprzestałem jak wielu innych rzeczy, których się podejmowałem w życiu. Na dzień dzisiejszy mogę nazwać moją praktykę, że jest ułożona i przebiega na jednej płaszczyźnie bez wzlotów i upadków- po prostu jest. Porównuje ją do spaceru po bieżni. Jestem w tym miejscu, że przestałem oczekiwać cokolwiek od mojej praktyki, czerpię dużo radości. Pani mi kiedyś powiedziała, nie pamiętam dokładnie, ale chyba to brzmiało tak „jaka praktyka, taki dzień”, staram się patrzeć na moje życie poprzez to powiedzenie. Jeżeli jest to możliwe, proszę o jakiekolwiek informacje zwrotne w formie listu.

Pozdrawiam,

Jarek