List od Cezarego – Moja praktyka tu i teraz

Moja praktyka tu i teraz

Żyjemy w czasach, w których stajemy się żywymi obserwatorami dziejącego się zła, na całym świecie. Wojny, zamachy, etc. Cierpimy widząc trudną sytuację, współczujemy i staramy się pomagać, za wszelką cenę chcemy pomagać i zdarza się, że wielu ludzi robi to na pokaz, inni dlatego, bo sądzą, że to ich ochroni od podobnych cierpień…

A co tak naprawdę może nam pomóc?

Wydaje mi się, że trzeba być człowiekiem świadomym. Ale świadomym własnego siebie, być obecnym. Można powiedzieć, że musimy się przebudzić. Drogą do tego jest z pewnością buddyzm. Samo słowo „buddha” oznacza dosłownie „przebudzony”.

Buddyzm to szkoła życia umysłowego, ale ma prawo bytu tam i tylko tam, gdzie ludzie się na niego otwierają. Rozpowszechnienie buddyzmu poprzez misjonarstwo jest raczej niemożliwe, a to dlatego, że potrzebny jest czas, poświęcenie, samozaparcie i odwaga. To po prostu kultura, sztuka życia.

Świat pędzi do przodu nie bacząc na ludzi, którzy stają mu na drodze. Konsumpcyjny styl życia nie pozwala na to, aby się zatrzymać i zaobserwować to, co udało się nam stworzyć. Dzieje się tak dlatego, że to co tworzymy, od razu pożeramy, bo jesteśmy przekonani, że aby tworzyć, trzeba jeść, a więc co stworzymy, zjadamy lub zamieniamy na jedzenie i maszyna pędzi dalej.

A przecież tak niewiele potrzeba, aby coś się zmieniło.

To, co teraz powiem, jest i będzie moim subiektywnym zdaniem, spojrzeniem…

W pogoni za pieniędzmi, lepszym życiem, trafiłem do zakładu karnego, cierpiałem i cierpię dalej, ale już znacznie inaczej.

Kiedy widziałem siedzącego, medytującego człowieka, wydawało mi się, że to takie proste. Lecz kiedy spróbowałem tej prostoty, poczułem ból nóg, mięśni, pleców, kręgosłupa… Czyli znowu cierpienie. Ale, właśnie inne cierpienie. Poznawanie własnego siebie poprzez medytację jest piekielnie trudne. Zaglądanie w najciemniejsze zakamarki swojego „ja” jest momentami nawet przerażające. Ja, cząstka tego wielkiego, wspaniałego świata, jestem przerażony, że znam wiele rzeczy, historii, itd., ale nie znam siebie.

Śmiem powiedzieć, że cały świat to więzienie i ciągłe cierpienie i tego jednostce nie uda się zmienić, ale już nasz „mój” wewnętrzny świat zmienić mogę. Jak wiele jest pokus i pragnień, które nami potrafią zawładnąć, jak często nie potrafimy sobie czegoś odmówić, bo po co, przecież lepiej mieć niż nie mieć. Pytanie tylko za jaką cenę. Za cenę życia, to norma, stąd wojny i wiele innych zbrodni. Tak się dzieje, bo „ja chcę to mieć”, albo zadajemy cierpienie i ból komuś albo cierpimy i znosimy ból sami z żalu, że czegoś nie mamy.

Zrozumiałem to, gdy usilnie zabiegałem o zdobycie pracy. Czym sam sobie szkodziłem poprzez świadomość bezradności,w poczuciu winy i brakiem zrozumienia przez innych, bowiem nie udało mi się.

Usłyszałem od mądrego człowieka prostą wskazówkę: nie naciskaj, daj sobie czas. Przecież i tak czekasz, więc naciskając wzbudzasz opór, a spokojnie i cierpliwie czekając, stanie się to, co ma się stać. I tak po 6 miesiącach od tych słów usłyszałem „pójdzie Pan do pracy we wskazane miejsce”. Ale te 6 miesięcy minęło bez ciśnienia, nerwów, stresu.

W tym samym czasie stało się kilka innych rzeczy, które dały sporo radości i satysfakcji, a praca im poświęcona, wcale nie była mniejsza od tej, którą wkładałem w usilne staranie o pracę.

Mogę powiedzieć, wziąłem głęboki oddech i na chwilę stanąłem, i dałem sobie czas na to, żeby żyć, choć przez chwilę ze spokojem w głowie i pełną satysfakcją z tego, co zrobiłem.

Co więcej, to fakt, że wykonane przeze mnie „rzeczy” w okresie tego półrocza, dały satysfakcję też innym ludziom. I co chyba najważniejsze, dostrzegłem wielką różnicę pomiędzy spokojem a chaosem. Wydawałoby się, że to takie proste, chodzi mi o dostrzeżenie tej różnicy, a jednak proste nie jest.

Jest jeszcze coś, czym praktyka buddyjska wyróżnia się spośród wszystkich innych . Nie chodzi mi o modlitwę, ofiarę, darowiznę… Tym czymś jest systematyka medytacji i siła, jaka z medytacji płynie.

W trakcie praktyki medytacyjnej jestem w kontakcie z samym sobą. Wszystkie myśli, które są i pojawiają się potrafią zakłócać prawidłowość funkcjonowania, a w tym i praktykę. Jednak pozwalając im odchodzić tak lekko jak lekko się pojawiają, pozostajemy poza ich zasięgiem. Medytacja nadaje charakteru i pewności siebie, co w znaczny sposób ułatwia życie w tak szalonym świecie.

Bardzo często jest tak, że robimy coś i nagle porzucamy tą „dobrą robotę”, i staramy się iść na łatwiznę, żeby szybciej dojść do celu, „pieniędzy” i nawet w pierwszej chwili wydaje się nam, że robimy dobrze, wszystko jest w porządku. Lecz po jakimś czasie przychodzą skutki naszego postępowania, czyli kłopoty.

A co za tym idzie, nie wracamy do punktu wyjścia, a wręcz cofamy się daleko do tyłu, co powoduje frustrację i złość.

Chcesz się sprawdzić, jaki jesteś mocny, usiądź i zacznij medytację. Zmierz się ze swoim „ja”, samym sobą, w takim naprawdę czystym, prawdziwym pojedynku, jeden na jednego ze sobą samym.

Ja spróbowałem i starczyło kilka minut, żeby zobaczyć jaki jestem słaby. Jednak systematyka pozwoliła mi na to, żeby nabrać siły i umieć dotrzymać pola, ale w taki naprawdę uczciwy sposób.

To może zabrzmi dziwnie, ale gdyby ludzie przed wykonaniem kroku jakiegokolwiek, robili jeden głęboki wdech i zatrzymali się w tym momencie, to na pewno kroki te byłyby o wiele mądrzejsze i bardziej owocne, a co za tym idzie, sprawiałyby o wiele mniej cierpienia i wyrządzałyby mniej zła.

Pierwsza Szlachetna prawda o Cierpieniu mówi, że „narodziny są cierpieniem, starzenie się jest cierpieniem i śmierć jest cierpieniem…”.

Więc warto się zastanowić, po co sami sobie dodajemy jeszcze więcej cierpienia.

Warto jest się zatrzymać i zastanowić, przebudzić się, a prawdziwą drogą do tego celu jest praktyka medytacji i buddyzm.

Cezary