List od Pawła (2014)

Na początku mojego krótkiego pisania, a Pani czytania, serdecznie pozdrawiam.

Książka, którą przeczytałem pomogła mi troszkę w zrozumieniu buddyzmu. Osobiście potrzebuję dużo medytacji, gdyż w ten sposób mogę „porozumieć się” z synem, który ma 5 lat. Już niedługo ostatnia rozprawa w sądzie o kontakt z Bartusiem – mam nadzieje, że pójdzie dobrze. Przez wyciszenie, czyli medytację, jeszcze w ogóle żyję. Nie ukrywam, że miałem myśli samobójcze. Bo po co tu żyję? Konkubina wraz z synem odwróciła się ode mnie, a ja siedzę za coś, czego nie zrobiłem i to jeszcze potrwa. Pozostaje tylko się wyciszyć.

Mam nadzieję, że sprawa moja zostanie wyjaśniona, bo wysłałem prośbę do Rzecznika Praw Obywatelskich. Odpisał, żebym przesłał resztę dokumentacji i tyle. Czas pokaże.

Opowiem Pani pokrótce o sobie, jeśli Pani pozwoli. Mieszkałem w L. do 10 roku życia. Po przerwaniu szkoły wyprowadziłem się do cioci. Tam zamieszkałem i podjąłem pracę, oczywiście na czarno. Poznałem przecudną dziewczynę. Namówiła mnie do skończenia szkoły, co – nie ukrywam – nie było po mojej myśli. Chodziliśmy ze sobą ponad rok. Wtedy wszystko się odmieniło, więc 10 sierpnia pojechałem do L. (ponieważ nie miał kto pojechać na handel 15 sierpnia). Mój Brat woli spać niż cokolwiek pomóc. Zaręczyliśmy się z moja dziewczyną i żeby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, chciała przyjechać i poznać moją mamę. Wytłumaczyłem jej, aby wyruszyła samochodem szesnastego, bo w ten sposób się spotkamy. Na handel wyjeżdżam trzynastego i wracam piętnastego; wieczorem nie będę miał czasu dla niej. Ona się uparła i wyjechała piętnastego wieczorem. Pod L. była około czwartej. Z tego co później Policja mi powiedziała, to było tak. Na zakręcie stał nieoznakowany TIR i uderzyła z całą prędkością. Po numerach rejestracyjnych doszli do jej mamy – ona powiedziała, gdzie mieszkam, znaleźli mnie i powiedzieli o śmierci mojej dziewczyny . Od tamtej pory już nie byłem…

Później poznałem kogoś innego, choć trochę musiało upłynąć wody; miałem 22 lata. Na początku była zabawa, ale dość szybko przerodziło się to w coś więcej. Tak zamieszkałem z nią, moją drugą najważniejszą osobą w życiu do tej pory. Bo w lutym 2008 przyszedł na świat mój mały Książę, ukochany syn. Cały wolny czas poświęcałem jemu, choć praca zabierała dużo tego czasu. Do 2011 mój Książę umiał już wszystkie literki, taka sprytna bestia. Nie ukrywam, że też dużo piłem, ale o tym później.

W 2012 nastąpił przełom :

Dziewczyna stwierdziła, że zmieni nazwisko Bartusia na swoje, bo tym sposobem nie

odziedziczy długów, które ja mam po Matce. Głupi zgodziłem się, choć ja na wszystko się zgadzałem.

Aresztowanie i osądzenie – wyrok: 15 lat pozbawienia wolności. Za co? Za to, że kłóciłem się i odepchnąłem. Nie, tak być nie może. „Po pijaku” wszyscy, których znam wiedzą, że tylko szukałem spania.

Moja Matka i dziewczyna od zawsze się nienawidziły. W połowie marca 2012 zamieszkałem z Matką. Choć to za dużo powiedziane, po prostu tam nocowałem, bo Brata posadzili, gdyż okradł Kościół. Trzeba było pilnować jej, osoby niepełnosprawnej… Niestety dwóch mieszkań nie dałem rady utrzymać. Któregoś razu po nocy spędzonej na kursie (bo jeździłem też busem z towarem) postanowiłem wziąć urlop. Wykupiłem wcześniej wczasy nad morzem. To miał być mój powrót tam. Popiłem z ekipą z pracy, wróciłem sprawdzić czy wzięła tabletki. Tam była konkubina. Podobno doszło do awantury, w wyniku czego ja dostałem 50 złotych mandatu i poszedłem dalej pić.

Wieczorem, gdy wróciłem chciałem się położyć, ale matka była zła. Odepchnąłem ją i uciekłem, a ona upadła zaraz przy drzwiach. Powiedziałem dziewczynie, że ją chyba zabiłem, bo upadła i się nie rusza. Potem poszedłem na policję i przyjechaliśmy do domu. Drzwi zamknięte na klucz, chociaż ich nie zamykałem. Matka leży już w pokoju, a nie przy drzwiach. Kabel od lampki został wyrwany i chciałem, żeby policjanci zapalili światło, bo góra dzień wcześniej poszła żarówka. To, że nie świeciła lampka wprawiło mnie w zdziwienie. Zostałem aresztowany, przyznałem się do popełnienia. Całe życie nic nikomu przed nikim nie ukrywałem, ale nie do uduszenia kablem. To jakaś przesada.

Życzę Pani dużo zdrowia mam nadzieję, że Pani to co napisałem, nie zraniło.

Z ogromnym poważaniem,

Paweł

PS: W taki to właśnie sposób pozostałem całkiem sam. Pozostaje jedynie kontakt telefoniczny i sprawa w sądzie o kontakt z synem, która mam nadzieje skończy się pomyślnie. Bo w przeciwnym razie to już naprawdę nie będę miał po co i dla kogo żyć. Może to moje przekleństwo, ale ja naprawdę kocham i kochałem te kobiety. dziewczyny nawet nie obwiniam, że znalazła sobie kogoś – przecież ja to już nie, bo siedzę – ale z Bartusia to do końca życia nie zrezygnuję. Próbowałem rozmawiać i nic.