Witam Panie Kamilu!

Witam Panie Kamilu!

Dziękuję za list, pozdrowienia, które również przesyłam dla Pana i wszystkich zainteresowanych. Co do moich wierszy – to jeśli jakieś posiadacie, to śmiało – samo wysyłanie moich listów, czy wierszy jest już swego rodzaju upublicznieniem. Z drugiej strony list czy wiersz, który wysyłam – to osoba, która go otrzymuje, może sama zdecydować, co z tym zrobić – jest to częściowo własność odbiorcy. No chyba, że chodzi o kwestię praw autorskich, ale te nie mają większego znaczenia – chyba że ktoś na czymś zarabia pieniądze… A tak – jeśli działanie jest niedochodowe, biznesowe – to co za różnica.

A wiersze? Nie wiem, czy można z tego coś zrobić – często to rymowane bzdury, które zamieszkiwały w moim umyśle – a chcąc je zrozumieć, czy w ogóle dostrzec – te tak zwane „moje wiersze” stanowiły swego rodzaju psychoterapię (przynajmniej w większości), chociaż są czasami emocje, problemy innych osób, z którymi mniej lub bardziej się identyfikowałem – by je po prostu zrozumieć. Często to niszczyło mój spokój, własne dobre samopoczucie – ale i tak nikt nie jest wolny od czynników zewnętrznych – czyli zdarzeń i osób w otaczającym nas świecie więc moja twórczość może mieć różne odchyły od normy – nawet po skrajności charakterystyczne dla niektórych chorób psychicznych.

W tym wszystkim oczywiście jest nie tylko świat zewnętrzny, bo skoro było to częścią mnie – było też mną, jednak w tym szerszym kontekście – czyli mną – spowitym stertą różnych „splamień”.

Ale jak sobie z tym radzić – to już inna kwestia. Bo będąc wolnym od tego, można stać się jakby nienormalnym dla otoczenia, a chcąc być widzianym czy akceptowanym przez otaczający świat, musimy mieć z nim jakąś wspólną nić – czasami nić głupoty, złości, nienawiści – gdy ta nić miłości, mądrości jest wyniszczona czy zagubiona. Żyjąc w więzieniu, emocje żyją inaczej niż na wolności – tutaj drobiazg powoduje, że żyje się ciężej. Np. Ostatnio wybudowano nowe pola spacerowe – czyli w miejsce tego co było (większego) zrobiono cztery (mniejsze) ogrodzone już murem betonowym i drutem kolczastym zamiast sufitu – bo dodać płytę betonową na sufit, byłaby to zwykła cela (również jeśli chodzi o metraż pola), więc jeden tydzień więźniowie chodzą w tych małych, betonowych klatkach, a drugi na większych, przestronniejszych spacerniakach, niby nic – ale widzę jakby dwie różne grupy (rodzaje) osób – podniesione głowy i uśmiech na twarzy – zmienia się w depresyjne przygnębienie i wzrost negatywnych emocji, stresu – więc i złości, agresji.

Oczywiście sposób na to jest jeden dla wielu więźniów – że w ogóle nie chodzą na spacery cały tydzień, a jedynie gdy te spacery – są na dużych polach spacerowych. Chodzi mi o to, że wszystko to jest też moim dobrem czy złem.

Więc ograniczenia, obciążenia – powodujące negatywne emocje u innych więźniów, obciążają też i tych odporniejszych psychicznie.

Zatem – łatwo zauważyć, że człowiek w tym miejscu musi mieć trochę czasu poza celą, trochę przestrzeni – aby przeżyć bez większych uszczerbków na zdrowiu, chociażby psychicznym.

Niestety ustawową 1 godzinę spaceru, którą zamienia się na 1 godzinę pobytu w małej, betonowej klatce – jest tylko oszustwem, które uderza w prawa więźnia, na które jest przyzwolenie rządu – więc już nie nazywa się to nadużyciem, a jedynie wyższą koniecznością – oczywiście, człowiek potrafi wytrzymać i przetrwać wiele, więc i te dehumanizacyjne działania – każdy przetrwa – tylko chodzi mi o to, by nikt mi nie wmawiał, że to są humanitarne metody traktowania osób wykluczonych ze społeczeństwa (czy to przez własne błędy, czy to z winy władzy) – zmarginalizowanych.

Oczywiście więzienie samo w sobie jest instytucją, która ma odzierać z godności, człowieczeństwa – dlatego wydaje się absurdem czepianie się takich bzdur, jak np. wielkość czy czas na świeżym powietrzu, na boisku, czy metraż pod celą i warunki.

Ale właśnie dlatego każdy z nas to odczuwa i reaguje – bo jesteśmy tutaj czasami jak straceńcy wiszący nad przepaścią, uczepieni krawędzi, wisząc na samych palcach i jest różnica, czy ta krawędź nie jest za ostra, za śliska albo czy ktoś nie staje mi na palcach i ich nie zgniata.

Każdy taki drobiazg decyduje, jak i ile kto wytrzyma – chociaż ból i tak zostaje. Bo więzienie jest nieludzkie, człowiek nie jest do tego stworzony – chociaż siła przetrwania pozwala, zmusza do dostosowania się – to nie znaczy, że tak powinno być. Więc dźwigamy różne cierpienia i nie tylko więzienie, wolność też ma swoje bolączki, chociaż innej maści. Myślę, że ta odpowiedź jest wystarczająca (czysta poezja).

Pozdrawiam i dziękuję.
Krystian