Nie twoja i nie moja, nasza wina – Radosław Łazarz

01.11.2012

Czym jest wina? Czy jest złamaniem powziętego zobowiązania, czy odczuciem smutku lub świadomością naruszenia porządku, które wynikły z owego naruszenia. Zobowiązanie zazwyczaj nie jest wprawdzie potwierdzone bezpośrednio przez każdy z uczestniczących w życiu społecznym podmiotów, funkcjonuje na zasadzie niemego przyzwolenia podmiotu, a wynika z racji funkcjonowania w danym społeczeństwie. Siła układu społecznego, rodzaje powiązań w nim występujących i rozbudowana sieć zobowiązań mogą powodować, że społeczeństwo funkcjonuje w specyficznej sytuacji winy. Prawdopodobnie nie istnieje bowiem społeczeństwo, w którym nie byłoby winnych i to być może nawet wszystkich winnych. Naruszenie zobowiązania może odbywać się bowiem bardzo delikatnie i pozostawać niezauważalne czy właściwiej – niewidoczne społecznie, bo nie posiada szerszego społecznego znaczenia. Zwykłe, może nawet potoczne zlekceważenie znajomej osoby, nieprzywitanie się nawet lekkim skinieniem głowy czy delikatnym uśmiechem może być uznane za niewywiązanie się z zobowiązania grzeczności. Ale też zobowiązania potwierdzenia tożsamości, potwierdzenia przynależności do grupy osób, które nie mają wobec siebie wrogich zamiarów. Winnym może być również osoba, która przechodzi przez przejście dla pieszych na czerwonym świetle. Postulat wszechobejmującej winy może wydawać się zbyt daleko idącym pomysłem. W samej koncepcji wszechobejmującej winy za ważne uznajmy rzecz dla koncepcji fundamentalną – a jest nią niezawiniona wina. Załóżmy, że może ona być winą powszednią, codzienną, rodzajem zawinienia, w którym prawdopodobnie funkcjonują wszystkie podmioty. W społeczeństwie, w którym przyjęto domyślną zasadę wszechobejmującej winy – albo nawet bardziej praktycystycznie – braku całkowitej niewinności zachodzi interesująca zależność w obrębie relacji wina-kara. Brak w nim bowiem podmiotów, które całkowicie odpowiedzialnie i świadomie mogłyby karę wymierzać osobom winnym naruszenia ładu społecznego, a same równocześnie pozostawałyby poza winą. W układzie pozbawionym niewinności odpłata za winę powinna więc być uzależniona od pewnych czynników najczęściej wypracowanych w umowie społecznej.

Odpłacie podlegają więc naruszenia ładu społecznego, które uznane zostały za zbyt szkodliwe dla funkcjonowanie ogółu. Przez wzgląd na owo naruszenie zachwiane stosunki powinny wrócić do poprzedniego stanu. W tym momencie pojawia się pytanie, w jaki sposób lub wedle jakiej zasady powinien ów powrót przebiegać? W potocznym sensie, codziennym odczuciu najszybszą reakcją może być stwierdzenie, że zasadą regulującą powinna być zasada sprawiedliwości. W relacji do wielu zmian treści poszczególnych pojęć używanych w obrębie filozofii treść pojęcia „sprawiedliwość” pozostała w znacznej mierze niezmieniona w porównaniu do swoich klasycznych znaczeń. Za takie bowiem należy uznać definicje używane przez Platona i Arystotelesa. Dla Platona sprawiedliwość zarówno w odniesieniu do każdego pojedynczego człowieka, jak i do społeczności ludzkiej ma właściwie ten sam sens. Jest nim w odniesieniu do jednostki takie nastawienie duszy, by każda z jej części w harmonijnym porządku czyniła to, co jest jej właściwe. W przypadku państwa i społeczeństwa zaś sprawiedliwość jest harmonijnym byciem poszczególnych klas z sobą i wypełnianie przez nie właściwych dla nich obowiązków. Ujmując to w nieco inny sposób: w rozumieniu platońskim, sprawiedliwym jest wykonywanie przez każdego tego, co w obrębie swoich obowiązków powinien czynić. W celu jeszcze wyrazistszego zilustrowania możemy założyć, że sędzia (zakładamy, że to funkcja bliska platońskiemu filozofowi-władcy) pragnie dodatkowo zarabiać, choćby hobbystycznie, jako piekarz (czyli w rozumieniu platońskim rzemieślnik, przedstawiciel innej grupy społecznej), wówczas zdecydowanie zajdzie naruszenie harmonii społecznej i wykonywanie przez przedstawiciela jednej grupy czynności, które do niej nie należą. Rozumienie sprawiedliwości, jakie postuluje Platon, nie jest raczej przydatne w kontekście naszych rozważań.

Szeregi analiz dokonywanych przez Arystotelesa i prowadzonych zarówno na poziomie moralności jednostki, praw politycznych czy regulacji stosunków społecznych został zwieńczony ostatecznie w piątej księdze Etyki nikomachejskiej. W najkrótszej definicji możemy stwierdzić, że sprawiedliwość jest tożsama z doskonałością etyczną. Arystoteles wprowadza rozróżnienie sprawiedliwości na sześć rodzajów: a) rozdzielczą, b) wyrównawczą, c) proporcjonalną, d) polityczną, e) przyrodzoną oraz f) stanowioną. O sprawiedliwości rodzaju a) mówimy wówczas, gdy zachodzi równość pomiędzy stronami, czyli żadna ze stron nie ma więcej ani też mniej w stosunku do innych. O sprawiedliwości b) mówimy wówczas, gdy prawo jednakowo traktuje wszystkie osoby, bez względu na ich kwalifikacje, głównie etyczne. Sprawiedliwość rodzaju c) istotna jest dla dobrego funkcjonowania społeczności w obrębie państwa i stanowi niejako odpłatę ze względu na pozycję zajmowaną w społeczeństwie. Nieco do niej zbliżony wydaje się rodzaj d), odnosi się ona jednak do władcy, a nie do grup społecznych czy poszczególnych jednostek. Sprawiedliwość rodzaju e) jest uznaniem niezmienności tego, co naturalne. Ostatnia z nich, sprawiedliwość rodzaju f), jest przyznaniem zależności między zachowaniami społecznymi a umową. Postrzegana jest jako zmienna i czasami nawet zależna od okoliczności. Ten sam czyn bowiem można uznać za błędny, gdy wskutek niego ktoś ucierpiał, ale nie było to zamierzeniem osoby dokonującej czynu, jak i za naruszenie sprawiedliwości, czyli czyn niesprawiedliwy, gdy u podstaw dokonywania czynu leżało zamierzenie wyrządzenia komuś krzywdy. Wyszczególnione rodzaje sprawiedliwości można, dla pewnego uproszczenia, podzielić na dwa: wyrównującą (zwaną również korygującą) oraz rozdzielającą (dystrybutywną). Zadaniem sprawiedliwości wyrównującej jest przywracanie ładu pomiędzy stronami, czyli mówimy o niej zarówno w sytuacji obowiązywania pewnego kontraktu/zobowiązania i naruszenia go przez którąś ze stron układu, jak i podczas wymierzania komuś, np. w postaci orzeczenia sądowego, kary. Zakłada się bowiem wówczas, że strona ukarana dopuściła się wcześniej naruszenia ładu wobec swojej ofiary. Oznacza to, że w takim rodzaju sprawiedliwości osoba ukarana otrzymuje niejako odpłatę za swoje wcześniejsze złamanie ładu prawnego czy społecznego. Ze sprawiedliwością rozdzielającą mamy do czynienia wówczas, gdy pomiędzy daną grupę musimy podzielić pewne dobra. Zastrzeżmy, że podział może dotyczyć w równym stopniu rzeczy uważanych za złe lub nieprzyjemne, jak kary, obciążenia fiskalne czy innego rodzaju zobowiązania, które w opinii obarczonych nacechowane są negatywnie. Grupa obdarzana owymi dobrami, bądź „złami”, może być rodziną, klasą szkolną, grupą zawodową czy mieszkańcami danego miasta lub państwa. Może więc być to jakakolwiek społeczność ludzka.

Kara za czyn zagrożony utratą wolności mieści się więc w regułach właściwych sprawiedliwości wyrównującej. Problem, jaki jest tu obecny wydaje się więc być nieco innej natury. Przyjmujemy, że wszyscy są winni, w różnym stopniu i różnych naruszeń ładu i wszyscy powinni odpłacić wyrównanie zawinionych czynów lub zostać ukarani. Drobna słabość, dobrej skądinąd, propozycji arystotelesowskiej tkwi w uzależnieniu jej od relacji o charakterze zewnętrznym. Złamanie ładu odbywa się wyłącznie względem instytucji czy społeczności lub innego człowieka. Nigdy zaś nie jest naruszeniem względem samego siebie. Zastosowana sankcja jest również zewnętrzna, nie musi bowiem dotykać w rzeczywistości myśli czy uczuć osoby ukaranej. Ta zaś może doświadczać naruszenia ładu w obrębie siebie samej, doświadczać choćby braku zgody na konsekwencje własnego czynu. Czym bowiem jest kara, jeśli nie próbą wyrównania ładu. Naprawianie nie działa jednak w obrębie samej jednostki. Ona jakkolwiek by nie starać się rozciągać granic kary i nagrody, nie może sobie żadnej straty wyrównać. W pewnym sensie więc karany jest więc poza karą, jak i kara nie jest związana z karanym bezpośrednio. Powstaje więc pytanie, jaka zapłata/odpłata możliwa jest więc w takiej sytuacji? Pytanie, które cały czas pozostaje otwarte, a siła jego wagi jest proporcjonalna chyba wyłącznie wobec siły samej świadomości czynu i jego konsekwencji u osoby, która dopuściła się naruszenia ładu.

Radosław Łazarz