Motywujący list – Oskar Wojciechowski

Rok temu rozpoczynałem poszukiwanie pracy, pierwszej pracy z prawdziwego zdarzenia. Byłem dość wybredny mimo, że borykałem się z problemem każdego młodego Polaka, klauzulą „Doświadczenie wymagane”. Chociaż po około miesiącu pracy nad szukaniem pracy (i jest to odpowiednie słowo) udało mi się w końcu znaleźć zatrudnienie, nie było ono moim wymarzonym. Głównym wątkiem tego tekstu nie jest jednak moja kariera a przygoda ze znalezieniem pracy

Dni 1-7

Otwieram nowy dokument Worda. Tworzę CV, więcej miejsca zajmuje paragraf „Umiejętności” niż „Doświadczenie”, bo umiem dużo, tylko jeszcze jakoś nikt mojego geniuszu dostrzec nie zdążył. Resumé na tym etapie nie będzie dłuższe niż kartka A4. Aby zdobyć plusy za kreatywność nie wysyłam szarego dokumentu .doc, a .pdf wykonany wcześniej według skomplikowanego aczkolwiek czytelnego zamysłu graficznego.

Pełen wigoru zaczynam masowo spamować potencjalnych przedsiębiorców moimi osiągnięciami, lekko podkolorowanym doświadczeniem i tym, co to ja zrobić umiem, jeśli da mi się tą szansę. Przez pierwszy tydzień wybredność sięga zenitu. Wybieram stanowiska, na które teraz nawet wstydziłbym się aplikować, aby nie wywoływać salw śmiechu wśród korporacyjnych szczebli, drabin i wind.

Po tygodniu, kiedy już rezygnowałem z marzeń i stanowisk kierowniczych zmobilizowałem się do działania jeszcze bardziej. Zacząłem tworzyć listy motywacyjne. Do każdej oferty nowy, inny, oryginalny. Doszło do kuriozalnego stanu pisania około 20-30 listów motywacyjnych dziennie. I gdyby nie to, nigdy nie dowiedziałbym się ile człowiek jest w stanie wymyślać komplementów o sobie, pomijać wady, a jednym słowem urządzać maraton hipokryzji i samouwielbienia. Przypomina to obraz prostego chłopa postawionego przed królewskim orszakiem, ten próbuje króla zaskoczyć umiejętnościami pospólstwa, jednak król nawet nie patrzy, kiedy służba tylko podsuwa nowe dania na stół. Standardowe: pracowity (sprzątniecie talerzy z mieszkania zajmuje tydzień), punktualny (sprawdzam trzy autobusy do przodu, gdyż dwa pierwsze na pewno odjadą), kreatywny (cóż, piszę w końcu list motywacyjny, prawda?) potrafiły ewoluować do skomplikowanych zdań złożonych na temat mojej osoby. Efekt ? Dwie sensowne odpowiedzi. Jedna rozmowa kwalifikacyjna. Pracy zero.

Cytat etapu : „Jednym z objawów zbliżającego się załamania nerwowego jest przekonanie, że wykonujemy niezwykle ważną pracę.”

Dni 7- 20

I tutaj zaczynają się schodki. Wigor przemija. Zaczyna się irytacja.

– Przecież to Polska. Tutaj każdy załatwia prace przez wujków !

Jest w tym dużo prawdy. Wśród moich kolegów i koleżanek ponad połowa ma pracę „załatwioną” przez znajomości. Nie ma w tym oczywiście nic złego, gdyż to dalej normalni ludzie, a nie korporacyjne szczury gotowe wygryźć każdą rurę na swojej drodze. Szczególnie kiedy rotacja ich zatrudnienia jest tak ogromna, że sam już nadążyć nie mogę kto-komu pracę załatwił, a kto ją wyrwał siłą z ogłoszenia. I może poza odosobnionymi przypadkami, praca, którą zdobyła im znajomość, nie była o wiele lepsza od tej oferowanej na internecie. Szczerze mówiąc, omijała ich cała zabawa z poszukiwaniem. Z możliwością wyboru i tymi niezwykle ciekawymi rozmowami kwalifikacyjnym, jakie to istnieją w polskim modelu biznesowym …

Wszyscy wiedzą jak wygląda standardowo i „poprawnie” przeprowadzona rozmowa kwalifikacyjna, to wtedy kiedy nie umierasz ze stresu niczym żołnierz idący z bagnetem na okopy wroga, a do tego dowiadujesz się wszystkiego bez przymusu rzucania zbyt wyśrubowanych pytań. Dużo jednak odbiega od tych „poprawnych” o mile morskie. Pewnego razu zdarzyło się mi zawędrować do firmy, która to poszukiwała pracownika typowo biurowego, zaklinacza urządzeń: Damage Control Supervisor (bardzo na czasie jest używanie angielskich odpowiedników, tylko czemu ?) błędów ortograficznych … Na starcie przywitała mnie kolejka około 15 takich jak ja, wszyscy upchnięci przed niedużym przeszklonym pokojem.

– I ja już wiem, że to tam będzie rozmowa

Jeśli widzieliście kiedykolwiek filmy sensacyjne, gdzie obcy wywiad przesłuchuje terrorystę, to tak mniej więcej, od początku do końca, wyglądała ta rozmowa. Przeszklony pokój, 15 par oczu wycelowanych w Ciebie, a naprzeciwko przedstawiciel chlubnej Sp. z o. o. ,którego wzroku godny nigdy nie będziesz. Rozmowa trwa 5 minut, wiesz o pracy teraz jeszcze mniej niż z ogłoszenia, a po wszystkim wyżej wymieniony przedstawiciel wylatuje z pokoju i teraz pozostaje tylko pytanie czy za nim nie wejdzie ktoś z drewnianą pałką jako ten „Bad cop”.

Cytat etapu : „Wykonuj swoją pracę z całego serca, a odniesiesz sukces. Konkurencja jest tak mała.”

Dni 20-30

Tutaj rezygnacja przewyższa motywację. Z 20-30 listów dziennie spadam do około jednego, dwóch. Wysyłam 10 CV raz na 2 dni. Może już zawsze będę bezrobotny? A może wystartować z firmą?

Jest. Telefon dzwoni. Rozmowa. Jutro? Dobrze. Dzień próbny. Praca.

Po dwóch miesiącach już klnę więcej niż używam przecinków. Ale nie odejdę, bo znowu przechodzić przez tą karuzelę zatrudnienia nie mam zamiaru. Ostatecznie wytrzymałem tam długo. I prawda, nie zrezygnowałem tylko dlatego, że nie chciało mi się już pracować nad pracą. Byłem zwyczajnie zmęczony całym procesem, który nawet nie stwarza pozoru naoliwionej maszyny, a bliżej mu do pchania taczek bez koła po rzecznym mule. Przychodzi zatem refleksja i zrozumienie osób kurczowo trzymających się jednej posady przez kilka lat, mimo że wymarzona ścieżka kariery leży pasmo górskie dalej. Ile razy dziennie można odpowiadać na oferty Call center, które to są skrzętnie maskowane pod różnymi synonimami. Ile razy można jeździć na rozmowę, gdzie po dwóch minutach już wiem, że nic z tego nie będzie, a z szacunku wysłuchuję i odpowiadam na pytania. Rekordzistami są pracodawcy, którzy traktują swoją firmę niczym właśnie agencję wywiadu i węszą szpiegostwo przemysłowe już wśród potencjalnych pracowników. Zdarza się przez to nawet problem z uzyskaniem informacji na temat swoich przyszłych zarobków (?!).

Czy jest na to jakiś sposób ? W Polsce raczej nie. Tekst dotyczy tych, którzy poszukiwania zaczynają i będą potykać się bardzo często o absurdalność funkcjonowania polskich firm już na etapie rekrutacji. Potem bywa różnie, jednak każdy z nas ma w obowiązku wręcz być wybrednym.

Cytat etapu : „Chyba mogło być gorzej ….”

dotychmiast.pl

Oskar Wojciechowski