Pustka – Yosho

Mój nauczyciel ma na imię Ted

Nauczyciel siedział sam w fotelu. Na jego twarzy malowało sie popołudniowe zmęczenie zastygnięte w półśnie. Popatrzyłem przez okno. Piękna jesienna pogoda. Już nie gorąco, ale jeszcze nie zimno, a w promieniach słońca cała przyroda wydaje sie łapać ostatni głęboki oddech przed nadchodzacą zimą.

Zrobiło mi się go trochę żal. Dotknąłem delikatnie jego reki budzac go. Jego skóra była pomarszczona i delikatna. Sprawiała wrażenie, że zaraz się rozpadnie na kawałki. Popatrzył na mnie i uśmiechnął się. “Jest piękna pogoda! Może już ostatni raz w tym roku. Przejdźmy sie na spacer…” – proponuję. Jego twarz rozjaśnia sie jeszcze bardziej . Wstaje powoli łapiąc równowagę. Noga za nogą idzie w stronę drzwi. Podaję mu płaszcz i wychodzimy pod rekę w skąpany w słońcu ogród.

Patrzę jak powoli stawia kroki, za każdym razem wyczuwając grunt. Jego skupienie jest całe tam – w stopach. Widzę jak przestaje chodzić i zaczyna stopami dotykać ścieżki, po której idziemy. Każdy dotyk jest równie ważny, jakby pełen wdzięczności; świadomy swojej nietrwałości i małości w porównaniu z ogromem Ziemi.

Próbuję naśladować Nauczyciela. Idę więc powoli, będąc cały w spotkaniu stóp z Ziemią. Czuję nierówności i twardość. Jest w tym jednak coś więcej niż to… Jest w tym jedność i przyzwolenie na wspólne bycie – ja i Ziemia… Ona mnie nosi – ja każdym krokiem składam jej za to pocałunek. Zwracam uwagę w stronę Nauczyciela. Przychodzi mi myśl, że to może być jego ostatni krok. To może być mój ostatni krok. Jedyny krok, jaki muszę jeszcze zrobić. Przenika mnie dziwne uczucie nietrwałości… Całuję więc Ziemię po raz ostatni… i ostatni… i ostatni… Nauczyciel i ja po raz ostatni całujemy Ziemię…..

Tym ostatnim pocałunkiem dochodzimy do ławki. Widzę jak Nauczyciel dotyka ją delikatnie, jakby sprawdzał, czy rzeczywiście tam jest. Po chwili siada powoli, rozluźniając ciało, wyczuwając jej gościnność. Dotykam ławki – jest szorstka, ale stabilna i mocna, jakby zachęcała, żeby rozgościć się wygodnie. Czuję jej spokój i zapewnienie, że mogę tam zostać tak długo, jak potrzebuję.

Nauczyciel pokazuje na drzewo rosnące przed nami. Opowiada o jego gałęziach, korzeniach, liściach, o deszczu, który je żywi, o ziemi, z której wyrosło… Patrzę w ciszy… – przestaję widzieć drzewo. W każdęj gałęzi widzę słońce; w każdym liściu deszcz; w jego pniu i korzeniach widze niekończący się pocałunek. Jestem zafascynowany drzewem… Jestem zafascynowany tym, że nie jest niczym innym jak słońcem, wodą, wiatrem, Ziemią…. Forma jaką przybrały wszystkie te rzeczy jawi sie jako drzewo, ale nie jest ono niczym innym niż cały Wszechświat… Jest całym Wszechświatem! Jestem drzewem. Koło mnie na ławce rośnie równie wielkie drzewo. Siedzimy w trójkę: Wielki-dąb-drzewo, Nauczyciel-drzewo, ja-drzewo. Nie różnimy się niczym… To co widzę, jest tylko formą, w której zawarł się cały Wszechświat. Każda cząstka jest jego centrum. Nie ma różnicy… jest jedność… wrastam w ławkę, w Ziemię, we Wszechświat… Jestem…..

Nauczyciel wstaje po chwili i ruszamy dalej. Powoli zmierzamy w stronę domu. Przed samym wejściem zatrzymujemy się na chwilę. Nauczyciel rozgląda się w koło. Widzę w jego oczach, że znów jest drzewem, wiatrem, promieniami słońca, wodą w malutkim stawie, liściem… Znika jego forma – wtapia się w jedno ze wszystkim. Rozglądam sie w koło – jest jedna Natura… Natura nieodrębności zawarta w przeróżnych formach. Natura pustki… Natura Buddy….

Nauczyciel uśmiecha się, rusza w stronę drzwi: “Jest tak pięknie….!” – mówi prawie szeptem promieniując. “Jest tak pięknie….” Powtarzam w myśli…

Mój Nauczyciel ma na imie Ted. Ma 90 lat i powoli kończy swoją obecną podróż po Ziemi. Trafił do naszego Domu Pomocy Społecznej tydzień temu. Nie zostanie u nas długo. Jego rodzina remontuje dom, żeby dostosować go do pogarszającego się stanu zdrowia Teda. Dzisiaj dzięki niemu doświadczyłem krótkiej chwili pełni, jedności ze Wszystkim. Odkryłem spokój pustki i jedną Naturę Wszystkiego…. Naturę Buddy.

Jest tak pięknie…….

Yosho