Konwencja buddyjska

W październiku braliśmy jako „Przebudzeni” udział w Konwencji Buddyjskiej w Manchesterze. Jest to cykliczne wydarzenie gromadzące wszystkie szkoły i tradycje buddyjskie działające na Zachodzie. W myśl zasady „wiele gałęzi – te same korzenie” skłaniało ono do dialogu i zbliżenia, czego wspólnym mianownikiem jest praktyka podstaw nauk Buddy Siakjamuniego.

W tym roku głównym tematem było: „Buddyzm dzisiaj – odnowa i znaczenie”. Cały dzień odbywały się wykłady, które oscylowały wokół zagadnienia: gdzie jesteśmy po ponad pół wieku, od kiedy Buddyzm trafił do bram świata Zachodniego i rozgościł się w nim na dobre zapuszczając nowe korzenie? Jak zmienił się nasz świat, postrzeganie buddyzmu, praktyka naszych Sangh i nasza osobista od czasów, kiedy spotkaliśmy pierwszych nauczycieli ze Wschodu? Jak i czy w ogóle ważne jest utrzymanie tradycji żyjąc w nowoczesnym świecie? Zadawaliśmy sobie pytania jak to się ma w zestawieniu z wielowiekową tradycją Zen w Japonii i Korei, Theravady w Tajlandii, na Sri Lance czy Chan w Chinach…

Tradycja i dorobek wcześniejszych pokoleń z tamtych krajów są ważne, ale to nasza własna praktyka tu i teraz jest całą esencją. Praktyka Czterech Szlachetnych Prawd i Ośmiorakiej Ścieżki – tym podążali wszyscy mistrzowie i to jest aktualna podstawa buddyzmu. Poszczególne tradycje oferują różne pomoce. Ale zawsze u podstaw jest praktyka medytacji i zasady moralne, zawarte w tych ośmiu drogowskazach. Wiele głosów było za niezmiennością i nienaruszalnością tych zasad. Inne głosy były od ludzi , którzy podążają drogą Buddy nie angażując się w żadną tradycję w szczególności. Nie było w tym krytyki. Raczej motywująca i konstruktywna wymiana uwag, która sprowadziła nas do korzeni nauk Buddy: 1. cierpimy, 2. cierpienie ma swoją przyczynę, 3. nie musimy cierpieć, 4. oto ośmioraka ścieżka do tego, by nie cierpieć….. i tu zaczyna się istota naszej praktyki, która staje się jednym ze wszystkim. Już nie dzieje się „ja” i „moja praktyka”, „moje życie”, moja „tradycja” i „wszystko inne”. Dzieje się pełność uwagi i świadomości. Wtedy to przestajemy praktykować buddyzm a zaczynamy praktykować życie. Każdą jego chwilę, każdy oddech… wszystko jest jednym ze wszystkim… Tradycje są jak łodzie, które zabierają nas na „drugi brzeg”. Bez nich cała podróż może być niemożliwa , ale kto po dotarciu do brzegu ciągnie dalej swoją łódkę eksplorując nowy ląd? Każdego miejsce jest inne i sami musimy zdecydować, co jest nam pomocne, a co nie. Dla jednych będzie to praktyka w tradycyjnych hierarchicznych strukturach, dla innych braterskie/ siostrzane wspieranie, dla innych jeszcze coś innego. A to i tak się wszystko jednego dnia może zmienić…

 

Rozmawialiśmy o zaangażowaniu społecznym. Czy jako buddyści powinniśmy organizować akcje społeczne, widoczne działania pod sztandarem „Buddyjskim”? Jak jesteśmy postrzegani przez media i społeczeństwo: czy ciągle jako pachnący kadzidełkami egzotyczni hipisi, czy ludzie zaangażowani w praktykę na rzecz wolności swojej i drugiego człowieka? I czy to jest w ogóle ważne…? Było to ciekawe szczególnie dla nas, którzy na co dzień pracujemy w więzieniach. Okazuje się, że jest ogromny głód wspólnego działania; potrzeba wspierania się nawzajem w praktyce, którą chcemy obejmować wszystkie czujące istoty; spotykanie podobnych sobie ludzi. Praktykując buddyzm, taka postawa odradza się automatycznie. Jesteśmy świadomi tych, z którymi mijamy się w pracy, szkole itd. Naturalnie dzielimy się sobą, tym co powstaje jako efekt praktyki: brakiem lęku, agresji, złudzeń, zamknięcia się w swoich dogmatach, niezrozumienia… Każdy z nas musi sam określić swoje miejsce jako: buddysta społecznik; czy społecznik, który praktykuje buddyzm.

Cały ten dzień był pełen spotkań ludzi, nowych perspektyw, pytań i odpowiedzi i generował kolejne pytania… Pokazał jak ważny jest dialog i osobisty przykład. Teraz tylko czekać co z tego wszystkiego wyjdzie… Zaczynamy więc na własnym podwórku. Niedługo po raz kolejny będziemy wysyłali kartki świąteczne do więźniów. Czy to jest buddyjska akcja…? raczej nie… Jest to akcja z serca do serca… Zaczynamy we własnej głowie. Budzimy dobro, współodczuwanie i bardzo fizycznie, na kartce papieru wysyłamy je do kogoś, komu może ten jeden raz w roku zabije skostniały mięsień.

Ot i cała praktyka życia w 21 wieku…

Yoshio