List od Bartka – Baretk B.

W telewizji funkcjonariusze służby więziennej chwalą się, jaką wspaniałą prowadzą resocjalizację skazanych, natomiast gdy tam byłem i mieliśmy ja lub inni więźniowie jakiś problem i zgłaszaliśmy się z nim do pracowników służby więziennej, to najczęściej nie podejmowali oni żadnych działań w nadziei, że sprawa umrze śmiercią naturalną, brali nas na przeczekanie, nie traktowano nas poważnie.

Problem, który opisałem wyżej, bierze się też po części stąd, że sami skazani nie wiedzą, jak się zmienić, co zrobić, aby się zmienić i nikt nie jest w stanie im tego powiedzieć, a odbierani są przez funkcjonariuszy slużby więziennej, tak jakby nie chcieli tego i nie warto zainwestować w nich swoją uwagę i czas, dlatego też praca służby więziennej jest wykonywana mechanicznie, sprowadza się do podstawowych administracyjnych czynności oraz minimum dla skazanych jak jedzenie, lekarz, spacer, to co jest zagwarantowane w przepisach i co nawet czasami do końca nie jest przestrzegane.

Moja przemiana powstała z powodu wielkiego cierpienia, z braku szacunku ze strony osób, z którymi się kontaktowałem, jak i przez brak szacunku dla samego siebie i miałem tego dość!

Na wolności uciekałem w alkohol i narkotyki, żeby zagłuszyć kompleksy, sumienie, problemy, natomiast w zakładzie karnym nie miałem tej alternatywy i musiałem się skonfrontować z samym sobą na trzeźwo, ze swoimi lękami, pragnieniami, bólem, strachem. Nie było to proste, ale nie miałem innego wyjścia, musiałem to zrobić, bo chciałem zmiany, chciałem stać się kimś innym, kimś kogo inni będą szanować.

Cierpienie z powodu pogardy sprawiło, że zacząłem szukać czegoś innego, lepszego i udało mi się, znalazłem. Był to człowiek, więzień, który pokazał mi drogę, miał w sobie spokój, dystans, godność, był całkowicie różny od reszty osadzonych, a jednak był też więźniem, który szanował siebie, swoje prawa i to mi pokazało, że można żyć inaczej niż żyłem do tej pory.

Poprzez naukę i obserwację tego człowieka, a także dzięki wielkiemu pragnieniu, żeby stać się takim jak on, zacząłem go naśladować i nie chodzi mi tu o naśladowanie gestów, ale o sposób życia.

Trwałem w tym długo, nawet po utracie kontaktu z nim, pielęgnowałem ten styl życia przez ponad rok, aż wszedł mi w krew i stał się moim stylem. Przez ten rok czy nawet dłużej bardzo się starałem i pomimo wielu błędów, które popełniłem na początku, bardzo mocno wierzyłem, wręcz byłem przekonany, że uda mi się zdobyć to życie, tę drogę, bo tego po prostu mocno chciałem.

W czasie gdy uczyłem się od tego człowieka życia, chodziliśmy razem na spotkania medytacyjne buddyzmu zen, które odbywały się w tamtejszej jednostce penitencjarnej. Nie sposob ocenić, jaki ogromny wpływ miala na mnie, na mój psychiczny i emocjonalny rozwój medytacja, którą praktykuję do dnia dzisiejszego.

Z dzisiejszego punktu widzenia uważam, że miałem ogromne szczęście, że te dwie rzeczy mnie spotkały i szczęśliwym trafem tak się ułożyły, że wyniosłem z nich ogromne korzyści pozwalające zmienić moje poprzednie, niechciane, patologiczne życie w teraźniejsze, godne, pełne szacunku oraz wdzięczności.

GASSHO

Bartek B.