Moje życie w kontekście praktyk buddyjskich od początku, czyli od wejścia na drogę Bodhisattwy

Moje życie w kontekście praktyk buddyjskich od początku, czyli od wejścia na drogę Bodhisattwy

Urodziłem się w rodzinie socjalistyczno-katolickiej i już od samego początku mego pojmowania świata widziałem obłudę panującą w nim. Oczywiście jako nonkonformista nie zgadzałem się z wieloma rzeczami i przez to miałem i zresztą mam do tej pory różne kłopoty i zarzuty, że nie potrafię przyłączyć się do większości. Nawet w kontekście wiary poszukiwałem swego miejsca na ziemi, lecz silnie zakorzeniony wzorzec „dobrego Polaka i patrioty” krążył wkoło „jedynej słusznej wiary, czyli katolicyzmu”.

Tak w tej obłudzie i zakłamaniu żyłem do 2000 roku nie będąc na tyle silnym , aby z tej „religii przodków” się wyzwolić. Nadmienię, że w międzyczasie świadomie lub nie łamałem większość przykazań… Nie będę tu szczegółowo wymieniał, co takiego

złego robiłem, bo nie jest to istotą mego artykułu. Jedynie napiszę, że te postępowania doprowadziły mnie do utraty człowieczeństwa na ówczesne czasy i stałem się cynikiem i obłudnikiem jak większość Polaków.

Podam tylko liczby, które uzmysłowią, że dużo czasu poświęciłem na stawanie się tym, kim jestem obecnie, czyli autorytatywnie mogę stwierdzić Dobrym Człowiekiem i Prawdziwym Polakiem. Oczywiście według moich norm religijno- społecznych i nie mających nic wspólnego z mym pochodzeniem. Odsiedziałem w różnych więzieniach i za różne przestępstwa prawie 20 lat !!!, to jest kawał czasu jak na 51 letniego mężczyznę którym obecnie jestem. Już w więzieniu zacząłem praktykować nauki buddyjskie ścieżki tybetańskiej (oczywiście inne ścieżki nie były mi obce, jako że buddyzm to jedno,lecz po zapoznaniu się z nimi wybrałem jedną główną) szkoły Karma Kamtzang i przyjąłem schronienie w Grabniku k. Jaktorowa i od tamtej pory z imieniem Dharmy kroczę w praktykach drogą Bodhisattwy. Wiem , że jest to ciężkie, a w obecnym świecie w szczególności, wyzbyć się swych nawyków z poprzedniej drogi prowadzącej w ślepy zaułek. Tak więc wybaczyłem wszystkim, do których czułem urazę i automatycznie też wybaczam tym, do których mogę ją czuć, bo to też jest ważne.

Wyszedłem z więzienia 9 lutego 2007 roku po 14 letnim odosobnieniu (nie byłem na wolności ani godziny na przepustkach czy przerwach, jako nie nadający się do tzw. zdrowej części społeczeństwa przestępca) i jak przekraczałem mury więzienia miałem niespełna 29 lat, a wychodząc już 44. Teraz mogę to przyznać, że jeślibym na swej drodze nie poznał wielu ludzi, którzy z różnych przyczyn widzieli we mnie nie więźnia, lecz człowieka, to zapewne wyszedłbym zgorzkniały i wściekły na ten świat i wpadłbym w takie koło podobne do Sansary wyjścia i powrotu. Lecz dzięki tym ludziom jestem tu, gdzie jestem. Aby uzmysłowić to tym osobom, które nie siedziały i to jeszcze za ciężkie przestępstwa, napiszę to, że ja już w świetle Polskiego Prawa jestem naznaczony do końca moich tutaj dni, choćbym nie wiem jak się zasłużył, będę byłym skazańcem, a dodatkowo do 9 lutego 2017 roku jestem pozbawiony praw publicznych, co skutkuje tym, że nie mogłem być np. Prezesem Spółdzielni Socjalnej, która to z tego między innymi powodu padła, bo nie miał jej kto przewodniczyć. Po tego typu perypetiach i medytacjach postanowiłem szukać spokoju i wyciszenia w UK (Wielka Brytania), lecz tam trafiłem na inną mentalność tubylców, no i na samym początku notabene Polacy tam mieszkający pozbawili mnie pierwszej pracy donosząc na mnie, do tej pory nie wiem co, bo nic złego nie robiłem. Niestety tam drogie jest wynajęcie mieszkania i życie w stosunku do Polski i jeśli nie znalazłbym innej pracy, to nie miałbym już czego tam szukać, bo niestety angielski jest u mnie mało przyswajalny. Tak więc następna praca przedłużyła mój pobyt o kilka miesięcy i jak dostałem na jakiś nieokreślony czas urlop bezpłatny i zjechałem do Polski, to postanowiłem skończyć rozdział Brytyjski w mym życiu.

Po dosyć długim namyśle, medytacjach i praktykach związanych z mantra NAMO AMITABHA BUDDA – mego duchowego Mistrza Yutanga Lin, postanowiłem rozwijać nadal ścieżkę duchową w dążeniu do stanu Bodhisattwy i powziąłem również decyzję pracy sam dla siebie, bo dosyć mam już pomiatania mną i moim życiem. Tak więc ruszyłem z reklamą moich umiejętności w masażach rożnego rodzaju, a moim sztandarowym masażem stał się opracowany w UK masaż COOL CZEKOLADOWY. Moja praktyka i zmierzanie do w/w celu okazały się na tyle trafne i zgodne z prawami świata, że obecnie jestem współpartnerem w Centrum Terapii Naturalnych i robię to, co lubię , a jeśli nie mam pacjentów, to wtedy mam czas na praktyki i medytacje, bo w tym Centrum współpracuje dużo ciekawych osób, a zabiegi i masaże ustalane są na telefon.

Tak więc moja praktyka i dążenie do celu w zgodzie z naukami Buddy, powoli zaczyna przynosić wymierne efekty. Jestem spokojny, pogodny i pełen wewnętrznego światła , które emanuje na świat i ludzi.

Reasumując; to co przeszedłem i nadal przechodzę w drodze do oświecenia, zahartowało mnie i uszlachetniło mego ducha. Salem się odporny na zawirowania tego świata i jeszcze tylko niekiedy, jak ze zmęczenia troszkę się nad sobą poużalam, to wtedy jest mi gorzej.

Do zobaczenia w Dharmie budda1964 napisano dnia 05.11.2015 roku