Moja Praktyka… kiedyś wiedziałem.. kiedy kolejny raz po raz pierwszy ściągnęła mnie na swoją drogę. Uderzyła całą swoją siłą i zrozumieniem. Rzeczy i sprawy zdawały się wreszcie mieć sens! Jakby bez wysiłku wszystko ułożyło się w logiczną całość… i pamiętam jak nad drzwiami do holu medytacji w czasie mojego pierwszego odosobnienia, wisiała tabliczka: „the key to success is continuity of practice”. Wryła mi się w głowę, bo to była jedyna rzecz, do przeczytania w całym miejscu. Wziąłem się więc za nią.. tę Moją Praktykę.. zachwycony i pełen energii do drogi.
Fajerwerki się jednak szybko skończyły. Parę lekcji… ciężkie i lekkie… niektóre odrobione… (ha! czy aby na pewno…?) może i nie.. może są jak pomysły na narzędzia, które są dobre na tyle ile są, a potem… i one się zmieniają, rozpada się ich sens, tych pomysłów i narzędzi… i boli, kiedy się znów dzieje – ta lekcja ciężka, na którą przez praktykę szukam sposobu.
Moja Praktyka… zaciąga mnie w tych lekcjach do różnych miejsc. Poduszka często siedzi sama. Jest filarem w małej przestrzeni pokoju, w którym mieszkam. Siadam na niej, kiedy mam przerwę w służbie. To teraz mój główny zawód – służę. Dostaję za to pieniądze, co czyni tę służbę jeszcze bardziej opłacalną i bardzo ponętną na dłuższą metę. Moja Praktyka wymogła na mnie stabilizację finansową, co zabiera dużą część frustracji, lęków i niepewności. Znam takich, którzy zorganizowali się w grupy, zbudowali świątynie i tam robią właściwie to samo.. – służą. Zapraszają do siebie ludzi i dzielą przestrzenią i Swoją Praktyką. Każdy orze jak może, nie?
Moja Praktyka odbywa się w dźwiękach sygnałów karetki. Podróżuję z jednej przestrzeni w drugą. Każda przestrzeń wypełniona po brzegi emocjami.. jak kalejdoskop – te same elementy za każdym razem zmieniające swoje konstelacje. Solidne emocje, kruche jak piaskowiec, targają życiami* ludzi, w którą stronę chcą… to Społeczeństwo! Gigant na glinianych nogach! Raz po raz w te nogi okłada go bat ..i boli! bo jakże..? i przez swoją ignorancję klęka coraz niżej przed Swoją Nieświadomością. Panem Destrukcji..
Spotykam też Starość… bezbronną, przepadłą we własnym czasie i przestrzeni.. czasem piękna…! Wszyscy stamtąd będziemy patrzeć… (chyba, że Pan Destrukcji uzna w międzyczasie, że czas zwinąć całe to towarzystwo Społeczne). Tak czy inaczej, od kiedy się tu pojawiliśmy, idziemy nieuchronnie do jednego momentu, w którym stąd znikniemy. To skłania mnie do podejrzenia, że życie to dosyć ważny czas. To pierwsza z obserwacji. Druga to taka, że nie może być aż tak ważne, skoro pojawia się i znika jak sobie tylko chce….!! łot de fak…….?
Z tabliczki rozumiem więc, że ciągle jestem w fazie „continuity of practice”, Moja Praktyka.
PS Palę czasem kadzidła.
*gwara śląska.
MK