Od kilku lat daje się zauważyć przepychankę na rzecz bycia poprawnym politycznie w każdej sprawie. Próbują swoich sił wszyscy, a moim zdaniem najmniej ci, których dany problem dotyczy. Ale czy rzeczywiście zawsze jest to problem?
Urodziłem się niepełnosprawny ruchowo. Żyłem z tym przez lata. Nie przeszkadzało mi to w niczym, bo nie byłem obarczony wspomnieniami doskonałego zdrowia, nie uważałem, że coś utraciłem. W żaden sposób nie czułem się określeniem niepełnosprawny dotknięty; nie byłem stygmatyzowany, dyskryminowany, nie etykietowano mnie tym sformułowaniem. Większość uważała mnie za zwykłego dzieciaka, z którym rodzice mieli po prostu innego rodzaju problemy. „Nie wszyscy lubią cebulę”.
Aż tu któregoś dnia dowiedziałem się, że powinienem być oburzony i zdegustowany, bowiem nie jestem niepełnosprawny, a mam niepełnosprawność! Ktoś na siłę postanowił mnie uszczęśliwić i wskazać moje ograniczenie umysłowe i niedostrzeganie problemu. Przetłumaczone dosłownie angielskie określenie wskazywało, że jestem osobą z niepełnosprawnością. Znów się okazało, że to, co amerykańskie jest najlepsze. The best jest Coca-Cola, McDonalds i… osoba z niepełnosprawnością. Niebawem pewnie należy się spodziewać osoby z niemówieniem, osoby z niesłyszeniem, osoby z niewidzeniem, osoby z amputacją, osoby z jeżdżeniem na wózku, z chodzeniem o kulach itd. Na szczęście przeszliśmy już – oby bezpowrotnie – przez sprawnych inaczej. Chociaż może w tym akurat był jakiś sens. No bo czy każdy poradzi sobie ze staniem na wózku tylko na tylnych kołach, wejściem po schodach o kulach na trzecie piętro, że o chodzeniu po równej powierzchni nie wspomnę? Czy wszyscy bezbłędnie napełnią filiżankę wrzątkiem, mając zamknięte oczy, bez ładowania palucha do naczynia?
Mam wrażenie, że ta cała nowomowa wynikła z chęci zmienienia czegokolwiek, aby coś się działo albo z kompletnego nieakceptowania siebie takiego, jakim się jest. Jeśli jestem niepełnosprawny – to taki jestem w całości. Moje ciało nie jest czymś odrębnym – niepełnosprawnym; jest nieodłączną częścią mnie i mając niepełnosprawne ciało jestem niepełnosprawny! I dobrze mi z tym. To jakie mam ciało, warunkuje cały mój styl życia, moje zachowanie, ma wpływ na myślenie. Ale to nie znaczy, że mnie ogranicza! Czy dziewczyna o wzroście 160 cm czuje się ograniczona, bo nie będzie świetną koszykarką? A młodzieniec wybujały na 220 cm: czy jest kimś gorszym, bo nie zmieści się w standardowym łóżku z IKEA?
Jedno cieszy mnie w całym tym byciu osobą z niepełnosprawnością, nie zamachnięto się jednak na wszystko. Została nietknięta ustawa o zatrudnieniu i rehabilitacji osób niepełnosprawnych, Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, Rzecznik Praw Osób Niepełnosprawnych, Konwencja praw osób niepełnosprawnych i pewnie jeszcze wiele innych. Może szaleństwo okazało by się zbyt kosztowne?
Jeśli ktoś ma problemy z postrzeganiem samego siebie i samoakceptacją – nie musi uzasadniać swoich lęków publicznie i przekonywać do nich wszystkich naokoło. Od tego są fachowcy. A niepełnosprawny niech żyje swoim życiem. Nie mniej szczęśliwym.
Piotr Rybicki