Właściwie to nic –
szczególnie dla nikogo…
Dla mnie?
Dla Ciebie?
– Odpowiedzi…
– Chwile istnienia…
Pojmowanie nie pojmowalnego…
Przekaz ku chwale istnieniom…
Ale właściwie to nie wszystko…
I.
Siedzę odlegle w więzieniu
Czuję spojrzenie krat
I piętno presji murów
A jednak gdzieś odszedłem
Może nie wróciłem
Wciąż gdzieś tam
Jak uciekinier w czasie
Chcąc czuć się wolnym
Walcząc z faktem rzeczywistym
Zostając częścią za murami
Myśląc, że nie będę za kratami
Ta chwila mnie – gdzieś błądzi
W odległej przestrzeni
Nie chcę być tu w więzieniu
Przemierzam góry…
Ulicą minionych wspomnień
Miast odległych w czasie
Błądzę samotnie
Tak cząstką myśli złudnej
Zbuntowanej i opornej
Nie pozwalając się więzić
Nawet jeśli to nie mądre
Nie będę w więzieniu
Biegnąc lasami na oślep
Jakbym nie pozwolił sobie
Być w tym miejscu
Niezależnie od tej kary
Nie zamknęli mnie nigdy
Nawet jeśli błądzę
Ulicami zagubienia
Aby z dala od więzienia
Choć tą częścią mnie
Nawet czując piętno murów
A kraty patrzą przytomnie
Nie mają mnie-
W jakimś stopniu…
Nawet jeśli błądzę
W wolnej przestrzeni zatracenia
Nieuchwytna myśl…
II.
Ile razy umrzeć muszę
Jak umierać mądrze
Taniec śmierci
Tak zwyczajnie umierając
Ile zgonów jeszcze
Bym mógł zacząć żyć
Każda śmierć to koniec
Obiecanego życia
I umieram wciąż
I żyję śmiertelnie
Koło samsary
Taniec życia i śmierci
Odrodzeniem umierania
Aż do chwili życia
Pustka pozostała
Bez śmierci
I bez narodzin
Więc żyję nieśmiertelnie
Umierając
Nie myśląc – nie czekając
Umrzeć
By żyć
Żywym trupem być
Zombi czy święty
Nawet śmierć nie zabija
Umierając
Wciąż żyję
Dziś umarłem śmiertelnie
Dlatego mogę już tylko żyć.
III.
Zakochałem się w mądrości
I lekko nie było
Zezłościłem głupotę
Stała się zazdrosna
Zadawała mi ból
Bym mądrość zostawił
Którą tak umiłowałem
Nawet za cenę życia…
Wściekła się głupota
Mnie znienawidziła
Uśmiercała i raniła
Ale mądrość łagodziła
Każde moje cierpienie
Dodając wiedzy i siły
Za każdy krwawy cios
Głupota szalała
Bez opamiętania
Aż sama osłabła
Gdy mądrość czekała
Zbliżając się stale
Kojąc wszelki ból
Pozwalając się wielbić
Wypełniła moje myśli
Aż głupota ustąpiła
Kąsając czasami
Przypominając chwilami
Że wciąż się czaić będzie
Lecz mądrość to wie
Stale poucza mnie
Jak miłować ją i żyć
mądrością…
„Miłość mądrości”
IV.
Mogę nie walczyć z muzułmanami, ale nie mogę walczyć dla nich.
Przecież wiesz Francjo
Że jesteś duszą Europy
Dla wielu artystów domem
Przecież wiesz Francjo
Że Legia to twoje dzieci
i te upadłe
I te chwałą niesione
Przecież wiesz Francjo
Że nauczyłaś mnie wiele
Wykraczać po za szereg
Przecież wiesz Francjo
Jak mnie zostawiłaś
Przecież wiesz
Że nauczyłaś mnie zabijać
Przecież wiesz Francjo
Że dałaś mi siłę nową
I siłę tworzenia
Przecież wiesz Francjo
Że uczyłaś mnie maszerować
Jak mięso armatnie
Przecież wiesz
Bym zaciskał zęby, biegł
Przecież wiesz Francjo
Ile byłem wart
i jakich wartości nabyłem
Przecież wiesz Francjo
Matko galerników i rewolucji
Żeś natchnieniem buntowników
Przecież wiesz
Że bez nas zginiesz
Przecież wiesz Francjo
Że musisz walczyć o człowieka
Skazańców, artystów…
Przecież wiesz
Że islam wyniszczy cię
Zniewoli
Jak kobiety Europy
Ku pamięci św. Matki Teresy z Kalkuty i księżny Diany. Sierpień – 1997 a.d.
W chołdzie straceńcom, galernikom, buntownikom, skazańcom i artystom – byśmy nie
zapomnieli nigdy co jest ważne – a co śmiertelnie zwodnicze…
… dla Europy – jak Muzumanin dla księżnej Diany.
Odnoszę się do tych śmierci – bo to czas gdy wyjechałem z Francji (dzień tragedii) – fatum –
opatrzność – apokalipsa? zbierzność zdarzeń – czasu….
VI.
Nie sposób porzucić marzenia
Które mi dałaś
Spojrzeniem koloru nadzieji
Do mnie zawitałaś
I blask tej zieleni
Śpiewał w twoich oczach
Do mroku mej duszy…
Nierozumnie odległy
W otchłani zatracenia
Usłyszałem wołanie
Twoich miłych spojrzeń
Nie wierzyłem
Nie pewny czy do mnie
I dalej jaśniałaś
Nadzieją przyszłości
Wołając do moich mroków
Podając zrozumienia dłoń
Nie zważając na nic
Sięgałaś do piekła
By mnie tam nie zostawić
Więc poszedłem do ciebie
Nie pewnie się czując
Pytając kim jesteś
Niczego nie oczekując
A ty jaśniałaś
Jakby mój mrok nieistniał
Ty się nie bałaś
Ofiarując marzenia
Na miłość pozwalając
I do kąd zmierzasz
Gdzie mnie zabierasz
Czy jeszcze jesteś
Cz wracasz do mnie
Nie zostawiając w tej otchłani
Mrocznego zapomnienia
Dając nadzieję
Zostałaś mą panią
Marzeniem którego czekam
VII.
Dobrze czułem słowa
Te minione
Rozumiałem dotyk
Pożądanie wzrokiem
Zwiewność twoją
Delikatność uległości
I tak wszystko czułem
Pozwalając wierzyć
Aż odpowiesz
Zawstydzona i odległa
Zakradałem się
Więcej nie uciekasz
I zapraszasz
Spojrzeniem powabnym
Gotowa odpowiedzieć
Nabrałaś pewności
Zmysłami nie błądzisz
Dotykiem ust
Uspokoiłaś czas
I już się nie boisz
Tej bliskości
Zaskoczył cię dreszcz
Myśl przyjemna
Nie spodziewałaś się
Że taki jestem
I jeszcze nie dowierzasz
Że bywa cudownie
Widziałaś inaczej mnie
Niepojęcie zaskoczyłem
Nie rozumiesz
Odpowiedzi szukasz
Dlaczego to zafascynowanie
Miało być inaczej
A jest wspaniale
I nie wstydź się już
Czuć się wyjątkowo
Pozwól miłości być
I kochaj na nowo
VIII.
Czas pogoni rozpoczęty
Rusza światła słowo
Tu przenośnią utrwalone
Poglądowo niewyraźne
Idealistyczny motyw
Filozoficzny zamęt
Trywialnie myśląc
Zaprzestań rozumienia
Dąż do celu
Niepojmowalność
Nieuchwytność światła
Słowem znaczona
Punkt odniesienia
Wytrwałym czas sprzyja
Chwały nie szukaj
Żyj światłem
Swoich myśli
Słowem prawdy – wzbudzonych
Oświecony
Każdy kolejny duch
I już…
IX.
Idąc ulicą przez jesień
Zostawiając ślady liści
Wypełniając szarość
Barwami złotej chwili
Wędrując do wiosny
Przez zimowe zaspy
Zamarznięte marzenia
Chłodną bielą zapomnienia
Przemijamy idąc dalej
W stronę tej ducha pogody
Widząc, nie wątpiąc
Mróz zniewolenia odtajał
Bym mógł biec wiosną
Radosnym kwiatostanem myśli
Czekając na dni słoneczne
By letnie owoce dojrzały
A kreatywny roku czas
Obfitością nas obdarzył
Jak radości pełny sad
Już w połowie
I na koniec lata
Tak dalej idąc przez jesień
Zadowolony z plonów
Chwilowy zastój zimowy
Owoców zgromadzonych nie zmrozi
Obfitość umysłu
Na rok cały zapewniona
Kreatywne pory cztery
Wypełniają niedostatek
Nasyceni twórczo
Mądrością owoców dojrzałych
X.
Nieintegralna strona myśli
Nie rozumne chwile
Bez kontekstu
Monolog niepojęty
Bez sensu
Może i bez sensu
Frazes wyrzucony
W otchłań
Do krainy chaosu
I niczym wędrowiec błądzący
Myślokształt wyrwany chwili
Z natłoku wrażeń
Zaginie bezpowrotnie
W chaosie niebytu
Nieintegralny frazes,
Czy dość rozumny by być
Przetrwać absurdy
Wyłonić porządek i sens
Z chaosu
Ludzkiego zagubienia
XI.
Wybaczam ci szczerze
Wiem, że nie mam czego
Wybaczam właśnie dlatego
Że tym się oburzasz
Tak – śmiem wybaczać ci
I nie zamykaj drzwi
Swojego serca
Wybaczam nawet za nic
I za to co potrzeba
Wybaczam za niewybaczanie
I kocham
Za niekochanie
Taka już rola złego
Który wybaczać może
Bezczelnie i szczerze
Takiej doskonałości
Bezbłędnej prawości
Wybaczam bo błądzę
Nie błądzę, gdy wybaczam
Nie zamykaj drzwi swojej uczciwości
Jestem dla ciebie tylko
Wybaczeniem…
Nawet jak błądzę!
XII.
Myśl jak słowo złotówką wyleci, a milionem dolarów wróci.
XIII.
Zaprosiłem cię na stronę
Zmienić trochę dzień
Wiem, że tego nie zatrzymam
Ciebie woła zen
Pogoń świata już pochłania
I czy wrócisz kiedyś tu
Tam wciąż porywana
Żądzą blichtru
Codziennej zawieruchy
Obietnic sukcesów…
Zaczekam
Na stronie uczuć
Z zarezerwowaną myślą
Gotowy twoich chwil
Nie pobiegnę za światem
Zabierającym ciebie
Ale zostawię znak
Byś umiała mnie znaleźć
Na właściwej z dróg
To już wszystko
Tego chciałem
Byś poznała stronę tą
Idź jak musisz
Wróć jak zechcesz
Po to tylko zaprosiłem cię
Byś wiedziała
Że ta opcja jest
I już idź
Nie oglądaj się
Tam już woła świata zen
Tu nie wiele jest
Trochę myśli, uczuć
I ustronna miłość
Bez szału
Tak w ciszy…
XIV.
Kto rozsiewa dobre myśli – zbiera mądrość.
XV.
Nawiasem mówiąc
Nie wszystko rozumię
Czy myślę źle
Odpowiedz memu milczeniu
Wytłumacz sens
Czy źle, że cię kocham
To uczucie jest złe?
Naprowadź mnie
Otwórz myśli z serca
Podpowiesz co czujesz
Zagubiłem rozeznanie
Nie dostrzegam cię
Zabłądziłem?
Czy to ty zwodzisz mnie
Postąpisz jak uważasz
Odpowiesz lub nie
Nawiasem mówiąc
Sam nie wiem
Czy ty to rozumiesz
Siebie – mnie
Czy odnajdziemy się
W tej miłości…
XVI.
Grafomanem tu bywałem
Piśmienny analfabeta
Drwiny przyjmowałem i piszę wciąż
Nie żałuję dnia
Nawet szarych słów
Nie oceniam już
Wysokości sztuki
Pełzam czy latam
Mrocznie zawieszony
Czy świetlisty słowem
Tak tu bywam
Tak już to robię
Jestem
Każdym dniem tworzony
Nocą zagubiony
Grafoman taki chwilowy
Nie ważne
Co z serca to z głowy
Zachwycać nie muszę
Że piszę wystarczy
Bawić nie muszę
Wystarczy że czytasz
I jesteś…
To moja żenada
Poezją cię czyni
I wciąż tego nie wiesz
Nie rozumiesz
Grafomana –
Czy swojej doskonałości?
Dzięki mojej słabości
Twórcy wielkości
Nie dziękuj mi
Świętuj swą mądrość
Raduj się zrozumieniem
Moich słów…
XVII.
To już jest nielegalne
Przewróć kartę zakazaną
Idź nie czytając
Pomiń stronę zabranianą…
Ostrzegałem i co???
Więc brnij już w to –
zakazane słowo…
Smakuje zmysłowo
Nie szkodzi i nie boli
Nielegalnie
Odurza i obdziera
Ze złudzeń
Jesteś bogiem teraz
Nie zapominaj tego
Gdy chcą cię zdeptać
Zrównać z marnością
Żyj bogiem będąc
Nie zmarginalizowany
Potęga zapomniana
Obudź się i wiedz
To jest prawda
To jest życie
Nie bój się zakazu
Zrozumiesz nie od razu
To nielegalne
Wyłącz zwątpienie
I żyj bogiem
To jest zbawienie
Ostrzegałem
Zakazane słowo
I nie masz odwrotu
Obdarty ze złudzeń
Został bóg
XVIII.
Stój człowiecze
Niewzruszenie
Nieustraszony duch
Przyjmuj żywioły
I nie trwóż się już
Żyjąc i umierając
Niewzruszenie stój
Życie czasem takie jest
Jak gnój
Który stwarzamy
I w którym się tarzamy
Ale ty otrząśnij się!
Nie ustraszonym bądź
W nawałnicy zdarzeń
Apokaliptycznym czasie
Upadku wartości
I bagnie ludzkości
Ogarnij się
A bagno nie wessa cię
A tylko wzbogaci
Nauczy łagodności
Mądrości lotosu
Umysłu jasnego
I nie lękaj się
Żyjąc i umierając
Jak lotos – jak bagno
Jak bagno
Jak lotos
Jak być i nie być
Jak żyć i umrzeć
I umrzeć – i żyć
I nie trwóż się już
Żyj!
Przebudzony
XIX.
To co tu idę
To już będę dalej
O krok
O dzień
Czy rok
I tak już zostanę
Idąc nawet stojąc
By być
Wspomnieniem
Wczoraj
Dziś
Dla jutra zrozumieniem
Żyjąc teraz tu
Jutro zauważe to
Że już wczoraj
Exegi monumentum
Idę dalej
Spokojny o jutro
Lepszy już dziś
Zostawiam siebie
Wczoraj tu
Non omnis moriar
I jutro
I za rok…
I jak nie będę już
A wczoraj
Będzie dziś
I żyję
Współcześnie
I żyję jutro
I za roków wiele
W tym słowie
Z wczoraj
Aż żyjecie wy
Pozwalając i mi
Non omnis moriar
Exegi monumentum
XX.
Chęci tworzenia
Dążą do wypalenia
A po wszystkim
Zgliszcza
Hej poeto wypalony
O idee wzbogacony
Możesz być prawdziwy
Artysta
Jak feniks na zgliszczach
Z popiołów rozgrzeszony
Słowem wzbogacony
Wznosi się myśl…
Wypalone chęci
Pozwolą sięgać gwiazd
Tworzyć
Bez obaw i potrzeb
Nieśmiertelność słowa
XXI.
Wypalenie artysty pozwala mu na prawdziwą sztukę, gdy chęci pogoni za światem ustaną –
wypalą się. Zostanie sztuka, jeśli nie zasypie się popiołem wypalonych pragnień, ale spojrzy w
niebo – na nowo.
XXII.
Cmentarny listopad
Memento mori
Klasycznym zniczem
Rozjaśnić utraconych
Myśl odległa
Chłodna ziemia
Gorące serca pamięci
Grobowce wspomnienia
Pamiętaj o żywych
Cmentarne motto
Testament umarłych –
„Żyjcie dzieci miłością”.
Milcząca ziemia
Listopadowy chłód
Pozostawiając umarłych
Wracając do domu
Miłując tych którzy są
Kiedyś i oni odejdą
Kiedyś i nas nie będzie
Zostanie chłód
Listopadowy cmentarz
I nasze motto
„Pamiętajcie o żywych –
O miłości nie zapominajcie”
Rozjaśnia się pamięć
W blasku zniczy
O tym co ważne
Ludzka życzliwość
Rozjaśnia dusze
Tych co odeszli już
„01.XI.a.d.”
XXIII.
Krwiożerczy bieg myśli
Zakrętem wzmożony
Szczerząc kły
Drapieżnik rozpędzony
Głodny – nie zły
Tak jest stworzony
Nierozumny instynkt
Łowca chwili
Pogoń za wytchnieniem
Zatapiając agresję
W delikatności
Wgryzając się pazernie
Chciwie pożerając
Wyrywając dobra kęs
I kły znikają
Zbroczony miłością
Ustaje krwiożerczość
Łagodnieje
Każdą chwilą ciebie
Możliwością kochania
Wyjść z wirażu (czy autor nie miał czasami na myśli „mirażu”?- uwaga Agnieszki B.)
Na prostą drogę
Trzymając zdobycz
Marsz triumfalny
Samczego pochodu ustał…
Z delikatnością-
zatopiony w niej.
Zatracony w miłości
Jak jagnię łagodny
Bezbronny – stracony
Zwyciężyła ofiarność
Delikatność
Pokonałaś bestię
Zwyciężyłaś ulegając
Potęga dobra i piękna
Zaspokoiłaś mój głód
Krwiożerczy bieg myśli
Prostotą miłości.
„Zbawiony”