Przeczytałem wszystkie te bardzo ciekawe listy – i przyszła mi do głowy myśl: a gdybyśmy spróbowali zmienić perspektywę i wyobrazić sobie na trochę, że nie istnieją pojęcia winy, kary, sprawiedliwości…
I dopiero wtedy odpowiedzieć sobie na pytanie – co robić, żeby nie dochodziło do przestępstw (w tym zabójstw)?
Co my wszyscy możemy zrobić, żeby nie tylko ten konkretny człowiek nie przysparzał innym cierpienia – ale żebyśmy wszyscy tworzyli go coraz mniej?
Sądzę, że pojęcia winy i kary bardzo upraszczają obraz rzeczywistości – za bardzo.
Była wina, to musi być kara. Wszystko pozamiatane: winien znika z naszych oczu, nasze uczucia są ukontentowane. Sami czujemy się bezpieczni (winny jest odizolowany) i niewinni (zrobiliśmy wszystko, co do nas należy).
Ale kiedy wykroczymy ponad te pojęcia, zobaczymy rzeczywistość w całej jej złożoności.
Zgodnie z buddyzmem (i zdrowym rozsądkiem, jeśli się nad tym zastanowić) wszystko zależy od wszystkiego – a więc również zabójca skądś się wziął, gdzieś dorastał, od kogoś się uczył.
Z tego typu myślenia nie wynika jednak uniewinnianie – pamiętajmy, że pojęcie winy (na chwilę) nie istnieje. Możemy dojść do wniosku, że najlepszym wyjściem będzie odizolowanie zabójcy na jakiś czas – ale nie jako odpłatę, ale jako środek minimalizacji cierpienia.
Na koniec chciałbym zacytować słowa Thich Nhat Hanha, które doskonale pasują do naszego wątku (Thich Nhat Hanh, „Zrozumieć nas umysł”, Wydawnictwo Santorski&Co):
Oczywiście, bardzo trudno jest przebaczyć komuś, kto nas zranił. Pierwszym odruchem jest często gniew i pragnienie odpłaty. Jeżeli jednak spojrzymy na to głęboko w świetle Współzależnego Współpowstawania, dostrzeżemy, że nie różnilibyśmy się tak bardzo od niego, jeżeli sami roślibyśmy, uczyli się i doświadczali życia tak, jak on. Kiedy to zrozumiemy, możemy nawet poczuć chęć zatroszczenia się o niego – zamiast gniewu i chęci zemsty.
[…]