Pomijając kwestie życiowych doktryn i filozofii uważam, że całość naszych poglądów i przekonań weryfikuje czas. Dopiero wraz z wiekiem przychodzi mądrość, rozsądek i świadomość. Dopiero wtedy widzimy wyraźniej – dostrzegamy istotę i sens. Dostrzegamy bezsens globalnej gonitwy szczurów, a zauważamy swoje prawdziwe „ja”. Przestajemy tkwić w zbiorowym obłędzie i gonić za ułudą, a zaczynamy kierować się własną wewnętrzną potrzebą. Ten proces osobiście nazywam iluminacją, którą ciężko jest mi zdefiniować, lecz w pełni uświadomiona staje się naszym orężem na ścieżkach życia, które nie zawsze są proste. To odnalezienie duchowej świątyni, która daje nam siłę, energię, spokój i równowagę. Daje gotowość do wyzwań dnia codziennego.
„Chciałem zmienić świat, ale odkryłem, że jedynym co człowiek na pewno może zmienić jest on sam” A. Huxley
Skutkiem tego procesu jest stan umysłu, pełnego równowagi i spokoju, nietarganego pożądliwościami, wolnego od rozproszeń, nawyków i obsesji. Dający uzdrowienie ciału i duszy. Jest to doświadczenie i spotkanie samego siebie, prawdziwe poznanie własnego „ja”. Nie ma się co łudzić , osiągnięcie tego stanu nie jest rzeczą prostą. Natomiast to, co ten stan oferuje, jest warte drogi, którą trzeba przejść, aby go napotkać. Mogłoby się wydawać zagmatwanym, iż spotkanie z samym sobą może być tak uskrzydlającym duchowym przeżyciem. Lecz jak pisałem wcześniej, nie jest to prostą kwestią, odrzucenie masek i nawyków otaczającej rzeczywistości. Kluczowym jest to, aby ten stan osiągnąć i choć trochę w oderwaniu od rzeczywistości, móc tam poprzebywać z prawdziwym sobą.
„Największą bowiem rzeczą na świecie to należeć do samego siebie” – pisał już M. de Montaigne
Wydawać by się mogło, że rozprawiam tu o rzeczach ezoterycznych , bądź próbuję wyłożyć mechanikę kwantową, a nie o rzeczach tkwiących w nas na wyciągnięcie ręki. Paradoksalnie w obu przypadkach miałoby się rację. Temat skrywa obie te cechy- głęboką metafizykę i bezwysiłkową dostępność. Medytacja jest rzeczą tak samo skomplikowaną jak prostą. Skomplikowaną przez to, co oferuje, a prostą przez to, czego wymaga. Medytacja oferuje poznanie, spotkanie siebie, samoświadomość, samoakceptację. Natomiast wymagania medytacji to „siedzenie”. Uważam to za niezbyt skomplikowany wymóg, nawet dla opornych.
Przyznać powinienem, że początki do łatwych nie należały. Problemem było utrzymanie naturalnej krzywizny kręgosłupa, przebywanie w nowej (nienawykłej) pozycji. Mimo tego, wewnątrz czułem, że to jest to, intuicyjnie wiedziałem, że to jest coś znacznie głębszego, że poprzez zwykłe „siedzenie” doświadczę rzeczy niesamowitych. Teraz medytacja nie sprawia mi kłopotu, a spokój, równowaga i siła, które daje, są niesamowite. Robię to z własnego wyboru. Siadam, aby udać się w podróż do swojego wnętrza, ale (jak uważam) także do poznania otaczającej rzeczywistości i wszystkich wokół.
Mówienie o jedynej ostatecznej prawdzie zalatuje mi dogmatyzmami. Uważam, że takowej nie ma, raczej każdy ma swoją (uwarunkowaną doświadczeniami lub zasugerowaną przez innych). Dla mnie kluczem jest spokój i równowaga. Natomiast zaryzykuję stwierdzenie, że istnieje pewien stan umysłu, ducha i świadomości, który większość chciałaby przeżywać. Nazywanie go nie ma sensu najmniejszego- szczęście, radość, ekstaza, spełnienie, etc. to jedynie frazesy. Jakkolwiek by go nie nazwać, jest on dla każdego całkowicie indywidualny. Każdy ma coś własnego, niepowtarzalnego, gdzie (lub przy czym) czułby się dobrze. Nie mam wątpliwości, że stan ten zapewnia medytacja, praktyka duchowa, siedzenie z samym sobą bez obaw i lęków, bez fałszu i obłudy. Wielu poznało ten stan osobiście.
„ Nie widzimy spraw takimi jakie są – widzimy sprawy takimi, jakimi my jesteśmy. ( Warto poznać siebie).
Mnie na drogę praktyki duchowej doprowadziła intuicja, wewnętrzny impuls. Później (w kiepskich czasach) miałem szczęście napotkać na swej drodze szczególną kobietę, która stała się motorem mego świadomego rozwoju duchowego. Teraz wiem, że trzeba mieć odrobinę szczęścia, że droga na szczyt jest łatwiejsza, kiedy ktoś pokazuje ci właściwe ścieżki.
Prawdą jest , że większość życia spędzamy na odgrywaniu przeróżnych ról, zakładaniu wielu masek w teatrze życia. To mechanizmy obronne, rodzaj strategii przetrwania, która tworzymy, aby w miarę bezboleśnie przejść przez życie. Przez całe swe życie doświadczamy różnych stanów, które odciskają na nas swe ślady. Traumatyczne przeżycia i przygniatające zdarzenia są udziałem wielu z nas. Powodów naszych kryzysów jest wiele- życiowe klęski, wewnętrzna pustka, poczucie zawodu powodują emocjonalny szok. Cierpienia psychiczne (depresje, psychozy, histerie, lęki, obłęd) to konsekwencje tego bagażu doświadczeń. Z tych względów zakłada się maski, buduje fortece naszego „ja”, aby uniknąć cierpień, które paradoksalnie sami sobie fundujemy poprzez całe życie. To wszystko sprawia, że przez większą część czasu nie jesteśmy naprawdę sobą, lecz kryjemy się za naszym „ego”. Tkwimy uwikłani w coś, co nas wypacza, rzeczywistość, która oczekuje określonych zachowań i postaw. Świat, który nie gwarantuje spokoju i zachowania własnej tożsamości, a raczej to zaburza. Dwa skrajne stany napędzają nasz byt. Kierujemy się jedynie tym „co lubimy” lub czego „nie lubimy”, tworząc tym samym nieprawdziwy obraz samych siebie. Oddalając nas od prawdziwego stanu umysłu. Schemat ten, w szerszym znaczeniu , wygląda na obłęd i psychozę. Powielanie tych samych technik, aby zapewnić sobie chwilę przyjemności i szczęścia.
Szaleństwo zdefiniował już A. Einstein: „robienie tych samych rzeczy w ten sam sposób i oczekiwanie innych wyników”. Przeciwstawnym do powyższego jest stan, który oferuje medytacja właśnie, zwykłe siedzenie- przywraca spokój i równowagę, buduje harmonię, rozwiewa mgłę, wyciąga z otępienia i fałszu. Pozwala zaglądnąć do swego wnętrza, doświadczyć samego siebie, bo tylko tam jesteśmy prawdziwi. Tutaj jest granica między prawdą a fałszem.
„ Twój wzrok zyska na jasności tylko wówczas , kiedy będziesz umiał spoglądać w swoje serce. Człowiek, który patrzy na zewnątrz śni- ten który patrzy w głąb siebie doznaje przebudzenia” C. G. Jung
Bo jeżeli, jak mówi biologia, składamy się z tryliardów komórek, miliardów atomów, to posiadamy nieskończony potencjał. Twierdzenie to jest naukowym poglądem na temat. Gdyż faktem jest, że wszystkie jądra atomów są splątane – zostało matematycznie udowodnione, że wszystko jest jednym.
Wszystko posiada tą samą energię. Tak naprawdę na nas oddziałują dwie siły: grawitacja i elektromagnetyzm. Kulę ziemską otacza pole morficzne , ponadto każdy ma własne pole morficzne, co działa jak ogromna sieć telekomunikacyjna. Wszystko jest zsynchronizowane. To kim jesteśmy decyduje po części pole elektroenergetyczne . Medytacja w tym wszystkim odgrywa kluczową rolę. To ona pozwala wejść do swego wnętrza. Kontemplacja pomaga wyizolować samego siebie. Dzięki temu możemy zmieniać to, co chcemy, idąc do naszego wnętrza, bo tam jest początek i koniec. Otoczenie to tylko iluzja, nieustanna wymiana. To my jesteśmy inżynierami własnej rzeczywistości. Posiadamy nieskończony potencjał, będąc (na poziomie subatomowym) splątanymi z całym wszechświatem.
Medytacja jedynie pomaga skupić rozproszony umysł, pozwala być, gdziekolwiek chcemy, bo przecież jesteśmy częścią tego wszechświata, każdą jej częścią. To jedyna tajemnica ludzkiej egzystencji, aby wyrwać się z chaosu i ułudy. Praktyka duchowa i „siedzenie” – pozwalają jedynie wydobyć z nas ukrytą energię oraz prawdę o samym sobie.
Cokolwiek bym nie napisał, nie będzie to warte funta kłaków w porównaniu z tym, co niesie ze sobą codzienne , kilkunastominutowe siedzenie z samym sobą. Każdy kto doświadczył osobiście tego głębokiego przeżycia, spotkania z prawdziwym sobą, otaczającym wszechświatem, wie o czym mówię.
Życzę każdemu wytrwania na ścieżkach duchowego rozwoju, głębokiego relaksu, równowagi, spokoju, medytacji.
Spotykamy się w codziennym siedzeniu.
Robert