Załóżmy, że gdyby ktoś mi kazał znaleźć początek, środek i koniec każdej mojej myśli, szybko bym odkrył, że tak naprawdę- jeżeli jest to możliwe, choć mam spore wątpliwości- to jest to bardzo, bardzo trudne. Myśli po prostu są, istnieją w nas, nieustannie coś do siebie mówimy, kłócimy się ze sobą, obrażamy się lub w innej chwili uwielbiamy się. Myślami tworzymy całą swoją tożsamość, cały swój świat, swój szczęśliwy świat albo ten pełen problemów, zawiści i nieszczęścia. Ale ,gdy nagle próbuję znaleźć myśl jako taką, okazuje się, że ona ciągle się zmienia, gdzieś skacze, jak brykająca małpka, wśród drzew. To jest naprawdę wkurzające! Mało tego, nagle odczuwam poczucie porażki i frustracji, a potem nagle- zupełnie bez powodu- przestaję sobie tym zawracać głowę. Problem znika, już tego we mnie nie ma i zastanawiam się, jak mogłem robić tyle hałasu o nic. Jestem szalony- myślę sobie- ale gdzie tam, kolejne myśli upewniają mnie o tym, że to nieprawda. Mało tego, piszę ten felieton i myślę w jakiejś części mojego umysłu zupełnie o czymś innym. Jest to męczące, taki płynący nieustannie strumień myśli, którego nie można zatrzymać. Rano czuję się tak a popołudniu inaczej, jakby te dwa odczucia dzieliły lata świetlne. To zdumiewające, jak wszystko się zmienia. Piszę w tym artykule „mam dosyć, czuję się fatalnie”, ale przecież do czasu, gdy zaczniecie czytać moje pisanie na stronie internetowej, u mnie wszystko się już zmieni. Na pewno przydarza się Wam od czasu do czasu, że otrzymujecie odpowiedź na np. jakiegoś tam esemesa, wysłanego pod wpływem chwili i zastanawiacie się: „o czym oni u diabła piszą”. Nie pamiętamy tego stanu, w jakim byliśmy wysyłając wiadomość, która jest już dawno nieaktualna. Zauważyłem, że kierują nami trzy podstawowe grupy myślo-emocji, tak je nazwałem i podoba mi się ten słowotwór, a więc zaczynajmy: pożądanie- możemy do tej kategorii zaliczyć wszelkie uzależnienia, objawiające się tym, że bez przerwy czegoś chcę, chcę, chcę- wynika z tego kolejne uczucie, że koniecznie musimy znaleźć jakieś rozwiązanie. Następną myślo-emocją jest awersja, obejmuje ona przemoc, gniew, nienawiść oraz wszelkie przejawy irytacji i złości. Ostatnią kategorią jest ignorancja, która najpowszechniej występuje w postaci zaprzeczania faktom, nierzadko oczywistym. Tak naprawdę nie jest to takie bardzo skomplikowane, żyjemy w „matriksie”, w którym ludzie i sytuacje, które spotykamy w naszym życiu, zawsze wyzwalają w nas namiętności, agresję lub ignorancję. Są jak sterowniki w bardzo skomplikowanym programie komputerowym. No bo weźmy na przykład poczciwą filiżankę lub kubek kawy, widzę na co dzień jakie wytwarza grupy emocji, to fascynujące jak pierwsza grupa zagorzałych kawoszy dopatruje się w niej wręcz symbolu komfortu i tego, co w życiu dobre. Jeśli się im odmówi kawy są nieszczęśliwi i ospali, a ich życie traci sens. Inni z kolei długo i wytrwale opowiadają, dlaczego kawa szkodzi i są tak przepełnieni awersją do kawy, że myślę, niedługo założą grupę wsparcia dla tych, którzy chcą się od niej odzwyczaić. Natomiast trzecia grupa ma kawę i konieczność jej picia czy niepicia serdecznie w nosie i nie przywiązuje do niej najmniejszej wagi. Albo weźmy na przykład osobę, z którą pracujemy- niech to będzie powiedzmy- Joanna. Niektóre osoby pożądają Joanny. Dla nich jest ona wspaniała, jest pełna kobiecości i wdzięku. Sporą część ich myślenia zajmuje rozważanie, co też mieliby ochotę robić z Joanną. Ale są też tacy, którzy nie znoszą Joanny. Nie mieli, co prawda, okazji dobrze jej poznać, ale nie cierpią jej od pierwszego wejrzenia. A z kolei inni w ogóle nie zauważyli Joanny i być może nigdy jej nie zauważą. Może za parę lat spotkana gdzieś Joanna powie im, że pracowali razem, a oni będą zaskoczeni. Trzy osoby, trzy punkty widzenia, trzy rodzaje postrzegania i emocji. I jak tu żyć, jak tu nie przejmować się sobą, swoimi kochankami, wrogami i całym tym przedstawieniem. Każdy z nas ma swoje życie, wszyscy myślimy, że jesteśmy centrum wszechświata, natomiast, gdy ktoś lub coś dotyka naszych wrażliwych miejsc, możemy wybrać: odreagowujemy, tłumimy albo… praktykujemy z tym doświadczeniem. Ja przynajmniej tego sposobu próbuję, prowadzę negocjacje z moimi lękami, wstydem, gniewem, w większości ponoszę sromotną klęskę, choć czasem udaje mi się dojść do wspólnego porozumienia, a wtedy, jak w kinie, siedzę sobie wygodnie i obserwuję na przykład swój gniew; rewelacyjna zabawa, polecam wszystkim. Oczywiście, nie jest to częsta przyjemność, ale po 10 latach praktyki coś mi się chyba od życia należy. Usiłuję trzymać się nauk, pojąć ich sens i wiem, jak zmienił się mój sposób patrzenia na świat, słyszenia go i smakowania. Dzieje się tak, ponieważ pozwoliłem czemuś odejść, rozpłynąć się, ponieważ czasem udaje mi się odprężyć i udaje mi się porozumieć samemu ze sobą i z innymi. Każdy z nas znajduje swoją drogę, pod warunkiem, że się tego chce. Choć zawsze można żyć, jak we wspomnianym wcześniej „matriksie”. JB