List od B. (3) – B.

Mam problemy z tolerowaniem innych ludzi a raczej ich zachowań. No właśnie, napisałem na początku z tolerowaniem niektórych ludzi a raczej ich zachowań. Jak to jest? W moim przypadku, ale dopiero w tym liście stwarzam dwie grupy ludzi, nigdy wcześniej nie kategoryzowałem, przynajmniej nie byłem tego świadom, a więc w moim przypadku stwarzam dwie grupy ludzi, którym dam jedno zadanie (np. jedzenie, chodzenie) i jedna grupa ludzi będzie to robiła w sposób przeze mnie akceptowany, uznany za normalny, kulturalny, ludzka czynność, a druga wręcz odwrotny, odpychający, ohydny, niedający się zaakceptować.

Nie zaobserwowałem, skąd to się bierze, ale mam taką sytuację teraz w celi. Gdy tu przyszedłem dwa miesiące temu, nikogo nie znałem, przed obcymi ludźmi jestem spięty, ale też staram się być otwarty, chcę też dobrze wypaść w ich oczach na początku naszej znajomości. Tak się zdarzyło, że w tej celi jest dwóch osadzonych, którzy chodzą na spotkania zielonoświątkowców, czytają Biblię i uważają się za bogobojnych. Ja jestem też otwarty na takich ludzi, którzy czegoś szukają, kontaktu z duchem i w tej sytuacji się ucieszyłem, że na celi mam takich „miłujących i uczciwych ludzi”, tym bardziej że na początku naszej znajomości tak pięknie mówili mi o bożych wartościach, które przyjęli. Z czasem zacząłem zauważać, jak się zachowują, co mówią i nie zgadzało mi się z tym, co mówili na początku naszej znajomości. Na początku myślałem, że to fajni koledzy, dzisiaj myślę, że to obleśne typy. Jeden z nich to Z., chodzi regularnie na spotkania zielonoświątkowców, czyta codziennie Biblię, przytacza różne wersety z Biblii wyuczone na pamięć i chce zostać w przyszłości pastorem. Tylko że jego zachowanie na to nie wskazuje, podchodzi do innego skazanego i beka mu głośno w twarz z odległości 40 cm, po chamsku, ordynarnie, specjalnie. Tak samo w celi wypina tyłek i głośno pierdzi.

Była też inna sytuacja (i to nie jedna, ale tę mi łatwiej opisać dla Pani zrozumienia), która pokazuje, moim zdaniem, że Z. czyta słowo Boże, cytuje je innym, ale sam się do niego nie bardzo stosuje albo tylko wtedy, gdy mu to pasuje. Uważa też, że to jego wiara (Kościół) jest najlepsza, ma monopol i jest najmądrzejsza i nie tylko o tym mówi, zaznacza, broni, ale też daje temu wyraz swoim aroganckim zachowaniem. Że jego religia i tylko ona pochodzi od jedynego Boga a islam, który powstał w VII w n.e. i jest najmłodszą religią, jest wymyślony przez ludzi. Tak samo kościół katolicki to złodzieje, którzy stworzyli tę religię dla własnego zarobku i władzy.

Wracam do tematu. W Święta oglądaliśmy film religijny o chrześcijanach żyjących w czasach Jezusa. Spotykali się oni potajemnie, gdyż byli szykanowani przez innych. Pewnego razu złapali oni szpiega, który ich podglądał i dodatkowo rozpoznany został jako zdrajca sprzed 10 lat, kiedy wydał na śmierć kilka rodzin. Chrześcijanie jednak go wypuścili, a ja powiedziałem na celi, że powinni go jednak zabić, ponieważ jego postać była tak charakterystyczna, że z góry było wiadomo, że przyniesie cierpienie tym chrześcijanom. Z. się oburzył na mnie i powiedział, że nie znam ich wartości. Zdrajca, jak było do przewidzenia, sprowadził wojska Poncjusza Piłata do miejsca, gdzie zbierali się chrześcijanie, którzy zostali zabici. Z. bardzo się oburzył, na mnie, choć był to tylko film i bardzo prawdopodobne, że ta historia to tylko legenda. Natomiast gdy był rzeczywisty ślub, dwóch kochających się ludzi, mam na myśli ślub księcia Wielkiej Brytanii Williama i Kate jego narzeczonej, na którym się bardzo wzruszyłem, bo widać było ich szczęście, Z. bardzo negatywnie oceniał i opowiadał o tym. Tak samo, gdy obchodziliśmy rocznicę katastrofy smoleńskiej. Gdy pomyślałem o tych ludziach, którzy zginęli, a jeszcze bardziej o ich rodzinach, które tę tragedię, śmierć najbliższych wciąż czują, przeżywają, to jest ogromny szok dla mnie, choć nawet nie umiem poczuć czy wyobrazić sobie w jednej dziesiątej, co oni odczuwają, ale łączę się z nimi, jest mi wtedy przykro i chce mi się płakać. A Z. i jego kompan też się modlący do Boga i czytający Biblię gadają jak to zginęli złodzieje, którzy okradali Polskę. Więc ja się pytam, gdzie jest ich miłosierdzie Boże, o którym tak gadają i gadają, a jak trzeba je okazać, to go nie ma? Więc doszło do sytuacji, w której nieprzyjemnie się czuję w ich towarzystwie, w ich arogancji i „mądrości” rzekomej. Można powiedzieć dwie rzeczy, że nie są świadomi, albo nie wiedzą co czynią, a po drugie, gdzie jest moje współczucie i zrozumienie dla nich, skoro uważam się za takiego szlachetnego. Otóż odpowiadam tak, skoro nie wiedzą, co czynią, to po co się wywyższają, niech nauczą się pokory, ze mną też tak kiedyś było, byłem głupi i nieświadomy, wkurzałem ludzi, pamiętam jak w szkole podstawowej przeszkadzałem na lekcjach, a dziewczyny z mojej klasy, które były mądrzejsze ode mnie, krzyczały: debilu zamknij się, nie przeszkadzaj. Irytowałem się wtedy, tak jak współosadzeni irytują teraz mnie – karma?  Ale z dzisiejszego punktu widzenia, one, moje koleżanki miały rację, że mnie wyzywały od głupich i były na mnie złe. Głupio mi tylko, że byłem taki nieznośny i nic do mnie nie docierało, żadne prośby czy argumenty. Szkoda, że nie byłem mądrzejszy i denerwowałem swoją głupotą ludzi, ale nie potrafiłem się zorientować, gdzie popełniam błąd i w rezultacie kręciłem się w kółko, zbierając coraz więcej cierpienia za robienie głupich rzeczy. Cierpienie wracało do mnie jak bumerang ze zdwojoną siłą, ale to właśnie doprowadziło mnie do buddyzmu, w innej sytuacji nie wiadomo, czy byśmy się spotkali. Co do opisywanej sytuacji, jeżeli czegoś nie wiem lub nie rozumiem, to czekam albo próbuję się dowiedzieć, a nie będąc w błędzie czy niewiedzy, na siłę próbuję udowodnić, przekonać innych, że mam rację i że jestem mądry, najmądrzejszy, a i do błędu potrafię się przyznać, do błędu czy pomyłki.

Po drugie – gdzie jest moje współczucie – nie mam – dla głupoty nie mam tolerancji, dla mnie też nie miano litości, życie na każdym kroku mnie biło, a nie skończyłem tak źle. Mam też problem, że nakręcam w sobie spiralę nienawiści, jest tak, że gdy oni coś robią, moje oko podąża zobaczyć, co oni robią, albo ucho nasłuchuje o czym mówią nie całą rozmowę tylko dwa zdania, aby zorientować się o czym, na jaki temat, ocenić go oczywiście negatywnie (bo to są dla mnie dziwne rzeczy, które mówią), przykleić im etykietkę typu, ale on jest głupi, ale to nie nienawiść, może trochę, ale bardziej, aby umocnić swoje przekonanie, że on jest głupi i że ja jestem mądrzejszy (choć czasem wolałbym, żeby byli mądrzejsi). A moje oko też na chwilę podąża zobaczyć, co on w tej chwili robi, aha czyta i ocena, ale on jest okropny, brzydki, albo spożywa posiłek i ocena – on je jak świnia, jak prostak i odwracam oko, ucho, bo nie sprawia mi to przyjemności tylko sprawia mi ohydę, no i w tym krótkim czasie utwierdziłem swe przekonania – że on to burak.

Oczywiście stosuję to do osób które zachowują się nietaktownie, przecież wszystkich nie da się lubić, tym bardziej przebywając z kimś non stop przez 23 h na dobę. Błąd z ludźmi, którzy są mądrzy i kulturalni da się wytrzymać, pogodzić, akceptować, bo i z takimi przecież byłem aresztowany. Jest więc jak Pani mówi, cierpię, bo chcę, aby ludzie zachowywali się tak jak ja chcę, tylko że ja chcę normalności, żeby mnie szanowano i nie zaczepiano, bo ja ich nie zaczepiam, albo obrażają moje uczucia typu Smoleńsk, ślub Księcia Williama, o którym pisałem wcześniej. – Ja im nie mówię, że ich religia jest taka czy inna, a Bóg, w którego wierzą nie istnieje itp.

Tak, wiem, oni tego nie wiedzą, że mnie urażają, są nieświadomi, tego co robią i mówią, a ja wychwytuję bardzo wyraźnie te rzeczy i nie podoba mi się to i nie mogę tego zaakceptować, tylko nakręcam w sobie tą swoją nienawiść. Przez to więzienie i tych ludzi czasami czuję się upośledzony umysłowo, a z drugiej strony to może być efekt zażywania narkotyków.

Drugą sprawą, o której pomyślałem, to jest, że starannie, szczelnie, chcę się odciąć, odseparować od tych, których ideologia i zachowanie mi się nie podoba. Jest powiedzenie „kto z kim przystaje, takim się staje” i nie wiem czy działa to dla wszystkich, ale dla mnie tak, który ma niskie poczucie wartości i jest podatny na wpływy innych, ulegam innym ludziom, szczególnie tym, którzy mają mocny charakter.

To nie wszystko, będąc z osadzonymi 23 h na dobę nieraz zauważyłem u siebie pojedyncze gesty, wypowiedzi słów w intonacji z jaką robili to współosadzeni, z którymi przebywałem lub przebywam. Zauważam gdzieś mimo woli ich gesty, słowa, mimo woli je koduję i mimo woli później je powtarzam. Więc jeśli ktoś zachowuje się w sposób odbiegający od mojego ideału to staram się uciekać, unikać tych ludzi, tych zachowań, aby nie stać się takimi jak oni.

Trzecia rzecz, o której pomyślałem to, że gdy jestem sam lub z nikim nie rozmawiam to jestem szczęśliwy, skupiam się tylko na dobrych rzeczach, mam bardzo pozytywne myśli, jestem spokojny, natomiast zaczynając obcowanie z współosadzonymi, którzy próbują udowodnić, że są mądrzejsi i mają 100% racji, że są cwańsi czy silniejsi i ich wartości całkiem różnią się od moich, to nie ma o czym mówić, idziemy innymi drogami i zawsze (choć nie za każdym razem) wynikną między nami różnice, co prowadzi do nerwów, stresów, lęków w moim przypadku, jestem mało bystry i zawsze współosadzeni okazują się cwańsi, obracają kota ogonem tak, że ja zostaję tzw. kozłem ofiarnym, co powoduje znów zaburzenie poczucia mojej wartości, przez co prowadzi do odcinania się od nich i nakręcania w sobie spirali nienawiści, obserwowania ich prostackich zachowań i rozmów, aby się dowartościować i tak to się powtarza i powtarza bez końca. I jeszcze chcę dodać, że mam taki wrażliwy charakter, że bardzo przeżywam kłótnie czy niezgody, natomiast jak widzę, inni mają mocniejsze charaktery i takie kłótnie nie robią na nich wrażenia.

Bartłomiej