List od Daniela (2014)

Szanowna Pani Magdo,

Zadała Pani bardzo ciekawe pytanie, mianowicie, co myślę o swojej przyszłości.

Szczerze mówiąc jestem optymistą. Nie jest tak, że wychodząc zaczynam całkiem od zera, bo mam rodzinę, mieszkanie (u babci, ale od 2011 r. jestem wpisany na listę osób oczekujących na mieszkanie, opuszczających rodziny zastępcze). W moim rodzinnym mieście mam przyjaciółkę, z dobrego domu, studiuje pedagogikę. Mam pasję – komputery. Mam liczne wysokie miejsca w konkursach komputerowych, 3/7 Europejskiego Certyfikatu ECDL (z zamiarem dokończenia). Wiele osób wychodząc nie ma nic.

Zawsze dobrze się uczyłem, nie jestem głupi – chcę to wykorzystać i rozwijać się – mój minimalny cel to technik informatyk. Będąc w z.k. uczę się we własnym zakresie – j. angielskiego, informatyki. Ogólnie sporo czytam.

Ludzie popełniają przestępstwa z różnych powodów. Ja nigdy nie popełniłem przestępstwa na trzeźwo. Problemy ze mną zaczęły się w 14 roku życia – alkohol, wagary (dlatego zaniedbałem ww. Certyfikat). Często o tym myślę i dochodzę do wniosku, że ma to związek z moimi rodzicami. Ojca na wolności widziałem raz (mając 8 lat), matkę o wiele częściej, ale nie przekazała mi żadnego pozytywnego wzorca. Urodziła mnie mając 14 lat, nigdy nie chciała się mną zajmować, często mnie obrażała, wyganiała ze swojego pokoju. Spałem z dziadkami. Matka się wyniosła na swoje, mnie zostawiła. Odwiedzała nas, ale ze mną nigdy poważnie nie rozmawiała, nigdy nie powiedziała do mnie „synu”, ja nie powiedziałem „mamo”. W miejscach publicznych matka unikała rozmów ze mną. Rosła we mnie nienawiść, zasiana przez matkę. Alkohol zwolnił hamulce i agresja wybuchła. Nie było nikogo, kto zauważyłby we mnie „Naturę Buddy”. Każdy oceniał moje czyny, nie zastanawiając się nad ich przyczynami. Karali, zamiast próbować pomóc.

Wszystkie moje czyny wywołane są alkoholem, są to przypadkowe czyny, nie planowane. Nigdy świadomie nie myślałem o popełnianiu przestępstw. Z czasem dopadła mnie bezlitosna sprawiedliwość. No i jestem tu. Często powtarzam, że więzienie to lekcja, bo z każdą chwilą uczy czegoś nowego.

Tu zrozumiałem, co było błędem i zacząłem nad sobą pracować. Nie użalam się nad zaistniałą sytuacją, tylko wyznaczam sobie cele i do nich dążę. Większość mego dnia to listy i książki. Ukończyłem dobrowolnie terapię antyalkoholową. Przez 6 lat nigdy nie byłem karany dyscyplinarnie, za to mnóstwo razy nagradzany. Obiecałem sobie, że nigdy więcej nie będę pijany i tak będzie. Kiedyś chciało się być jak najgłębiej w amoku; teraz kultywuję trzeźwość umysłu – bo to sprawia, że czuję się lepszy.

Zanim zainteresowałem się buddyzmem zdałem sobie sprawę, że mam jedno życie i nie chcę go zmarnować. Chcę dać coś bliskim, założyć rodzinę, przekazać jej jakieś wartości, zostawić po sobie coś pozytywnego. To mój główny cel.

Przestałem przeklinać, a dzięki książkom mam o czym dyskutować z „normalnymi” ludźmi. Nie palę, ćwiczę fizycznie, odżywiam się zdrowo i pozytywnie myślę.

Wszystko to sprawia, że mam ogromną determinację do zmiany swojego życia.

Z trudnościami i presją spotkałem się już tu, w z.k. Na początku się złościłem gdy coś nie było po mojemu, później zacząłem analizować każdą sytuację, rozmawiać z ludźmi – zamiast się wykłócać. Jeżeli ktoś głośniej krzyczy nie znaczy, że ma racje. I tego się trzymam.

Moja babcia i przyjaciółka zauważają pewne zmiany, np. to, że nie przeklinam, a za każdym razem, gdy o tym wspominają odnoszę małe zwycięstwa. Ostatnio pisałem artykuł do zakładowej gazetki, co też zostało docenione, bo oprócz nagrody regulaminowej otrzymałem propozycję pracy przy gazetce. Uzewnętrzniam swój potencjał i pozytywne cechy, co jest zauważane.

Opuszczając więzienne mury, zmieni się moje otoczenie, ale nie zmieni się to, co wypracowałem, a nie siedzę tu przez klika miesięcy, by móc lekceważyć ten pobyt. Na dzień dzisiejszy jest to 6 lat (żyję niecałe 25 lat), tego się nie zapomina.

Każdego dnia układam swoje życie „na brudno”, staram się przewidywać wszystko, co może mnie spotkać na zewnątrz, żeby nic mnie nie zaskoczyło.

Reasumując, wychodzę do normalnego domu, do normalnych przyjaciół, z poważnymi zmianami w charakterze i zachowaniu. Bogatszy o wiedzę, doświadczenia, z mocnymi postanowieniami. Jak tu nie być optymistą? 🙂

Ostatnio przeczytałem książkę Gesze Michael Roach „Diamentowe Ostrze” – Buddyjskie recepty na sukces w biznesie i życiu osobistym. Tak mnie zainteresowała,że pochłonąłem ją w mig.

W tut. bibliotece nie ma nic więcej w tej tematyce, więc czytam coś innego. Kończę „Zrób sobie raj” Mariusz Szczygieł, a następnie będę czytał „Szkoła bogów” – Bernard Werber. Oczekuję książek od Państwa.

Na tym będę kończył swój list, serdecznie Państwa pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego.

Daniel

PS. Czy posiadacie Państwo księgi stricte buddyjskie, tj. Tipitake, Diamentowe Ostrze lub podobne przełożone na język polski, najlepiej z komentarzem ułatwiającym zrozumienie. Chętnie bym się zapoznał, ale niekoniecznie teraz.