Na pierwszy rzut oka wszystko wydało się proste, ale ego coraz bardziej daje mi się we znaki. Na początku doszedłem do wniosku, że ja to w sumie już jestem oświecony i nic już nie muszę robić. Wystarczy mi wiedza. Ciężej tę wiedzę wprowadzić w życie. Mogę po prostu zapytać siebie, po co mi to wszystko, jak mogę po prostu pożyć i umrzeć porywany z lewa na prawo przez zaspokajanie niekończących się zachcianek. Gonitwa za kiełbasą na kiju. To wszystko mnie nie zadowala. Tak zmarnowałem sobie życie, to po co mam to robić dalej, to ciągłe odgrywanie ról. Doszedłem do tego, że jest ich pełno w moim życiu i wydaje mi się, że żadna do mnie nie pasuje. Czy jest coś poza tym, coś co ma sens dla mnie. Nagromadziłem tyle negatywnej karmy, że w wieku 19 lat byłem już skończony w każdym aspekcie życia. Ale to co kiedyś było, dzisiaj nie istnieje i jeśliby porównywać mnie teraz a sprzed 6 lat to 2 różne osoby. Oczywiście znaczącym czynnikiem był zakład karny, lecz dopiero dzieki odkryciu filozofii buddyjskiej dowiedziałem się, że to ja w pełni decyduję i odpowiadam za swoje życie. No i skończyło się zrzucanie wszystkiego na los czy przypadek. Pytanie za jakie grzechy? Dlaczego ja? Nie ma już tych pytań w moim słowniku. Kontrola samego siebie. Wziąłem odpowiedzialność na siebie za wszystko co zrobiłem, nie zrobiłem i co mogłem zrobić i czuję się z tym lepiej. Jakbym miał ciągle szukać przyczyny, która jak się okazało jest bardzo blisko, bo jest we mnie… Jakim szokiem się okazało, że mogę podejść do sprawy tak jak ona jest po prostu. Bez oceniania jej na kategorię lubię/nie lubię. Oczywiście często się łapię na osądzaniu po stereotypach, poglądach, wyglądzie. Po prostu teraz mi się wydaje, że to rzeczy nieprawdziwe, nadane funkcje, nazwy, role, przez które powstają spory, nienawiść, a w końcu wojny i morderstwa. Patrząc na inną osobę nie przychodzi mi na myśl, że to po prostu tylko i wyłącznie inny człowiek, nie w pierwszej kolejności. Uruchamia się moje ego i przypina łatki: o to Murzyn czy Żyd, dlaczego taki gruby, ale ma brzydkie spodnie i wąsa jak Hitler. Uruchamia się rzesza osądów, nie wiadomo po co. Ciężko mi się z tym walczy. Czasami się czuję, jakbym rąbał skałę ptasim piórem. Zwykła egzystencja to chyba nie jest to, do czego zostałem stworzony. Pytanie do czego w ogóle?! Zostałem stworzony. Tak poza tematem, to nie mogę się tak rozkręcać, bo nie wiem czy poza nami, ktoś tego nie czyta. Wysyłam w systemie urzędowym, co nie powinno być czytane, obecnie wszystko co tutaj mówię, piszę lub robię może być prędzej czy później wykorzystane przeciwko mnie. A paradoks polega na tym, że nie potrafię przelać na mowę tego, co przelewam na papier. Czuję się jak niemowa. Czasami, jak coś muszę załatwić, doskonale wiem jak to zrobić, powiedzieć, lecz na tym koniec. Mam pewne marzenia, jak pewnie każdy człowiek. Dzięki tym paru książkom, które przeczytałem, chciałbym być szczęśliwy, że po prostu mogę żyć, że też mógłbym pomagać innym, znać ludzi, od których mógłbym się czegoś nauczyć. Wiem, że aby zbudować dobrą rzeczywistość, muszę skupić się na jak najlepszym przeżyciu i ulepszeniu dnia dzisiejszego. Nie chciałbym stracić tego poglądu w zderzeniu z brutalną rzeczywistością. Nie chciałbym kiedyś umrzeć z myślą, że nareszcie kończy się ta męka i po co mi to wszystko w ogóle było.
Ostatnio zauważyłem, że zmieniły się moje reakcje w stosunku do owadów, pająków itp. Naturalną reakcją zawsze było zgniatanie, zabicie bez chwili zastanowienia. Obecnie uważam, w co wchodzę, daję spokojnie żyć, bo jakbym się czuł w sytuacji odwrotnej. Może to głupie, ale zawsze to krok do przodu dla kogoś kto zabił człowieka.
Cieszę się, że mimo wszystko są jeszcze ludzie, którzy potrafią wesprzeć. Też nie jestem pierwszy ani nie ostatni, który walczy ze sobą, który nie ma lekko.
Pozdrawiam
Wojciech