Witam droga pani Madziu 🙂
Pozdrawiam Panią i wszystkich zainteresowanych oraz tych udających brak zainteresowania mogących sobie „pohejtować” 🙂
Odniosę się do słów „wiedzy o tym co zrobiłem”, do „użalania się” – zacznę od tego drugiego…
Tak użalam się – nad sobą czy losem innych ludzi, myślę że to rodzaj zmiany – w miejsce agresji, nienawiści, walki i konfrontacji bezpośredniej, które miały w swym podłożu potężne pokłady energii, a więc musiałem ją gdzieś ulokować. Część – w miłość, szacunek do ludzi – zwłaszcza myślących podobnie, ale i tych, którzy czasami sami się nie rozumieją, więc i cząstki samego siebie, a część tej energii co została – by uniknąć agresji – lokuję w co mogę, szukanie zrozumienia, użalając się czasami 🙁
…Ale Pani musi to zrozumieć, że będę zwłaszcza Pani się użalać, bo uważam Panią za kogoś mi bliskiego, rozumiejącego – czy umiejącego coś doradzić – pomóc znaleźć wyjście z jakiejś sytuacji itd.
Dlatego w w tym kontekście przesyłam (krótkie wiersze) haiku – dość intymne, które służyły mi jako katharsis po śmierci Mamy. Miałem zostawić to sobie – nikomu nie pokazywać, ale może komuś to też pomóc, kto cierpi podobne stany ducha. Są tragedie, które były, czy będą częścią prawie każdego, wtedy może nie wszystkie, ale niektóre haiku coś uświadomią, ulżą, czy pomogą przez sam fakt, że nie jest się osamotnionym w pewnych przykrościach życia.
…I tutaj przejdę do pierwszego tematu – słów „wiedzy o tym co zrobiłem”… – od Pani te słowa względem nie były niezrozumiałe aż do następnej naszej rozmowy, a teraz wiem, że dobrze bym o tym napisał.
Nieważne kto co o tym myśli, bo moje przeżycia każdy będzie postrzegał po swojemu. A nie można się odciąć od swojej przeszłości, zwłaszcza takich ciężkich czynów, to zostaje na zawsze. Rozkładam to na etaty, na raty – przeżywam na swój sposób i niezależnie od minionych lat – co jakiś czas muszę do tego zdarzenia wracać – zwłaszcza jeśli chcę być uczciwy wobec samego siebie. Podstawowym problemem „śmierci” jest to, że nic z tego już nie zmieni, nie cofnę czasu – niczym nie naprawię tego co zrobiłem. Moje więzienie – czy moja śmierć – też tego nie zmienią. To wszystko co zachodzi w mojej psychice przez rozwój duchowy nie odciążyło mnie, ale wyolbrzymiło zło tego czynu. Wcześniej – patrząc z perspektywy żołnierza, wojownika – dopuszczałem do świadomości myśli, że zastrzeliłem dwie osoby, które były kimś innym niż założyłem. Myśląc, że zabijam tych co mogliby mi zagrozić – nie było mowy o sumieniu – szkolenie, survival – to co sprawia, byśmy mogli być wysłani na wojnę, zabijać i się nie zastanawiać – do kogo się strzela albo czekać – aż ktoś nas zastrzeli… Wyostrzone instynkty przetrwania, reakcje, które u zwykłej osoby nie istnieją – po pewnym wyszkoleniu działają samoistnie – czyli zanim coś przemyślę, zastanowię się – gdy instynkt mi podpowie, że jest zagrożone moje życie – czy życie kogoś (kogo np. bronię) to po prostu działam – atakuję, obezwładniam – czy po prostu zabijam… Myśląc, żyjąc takimi kategoriami, nawet jak się okaże, że wyeliminowało się kogoś innego przez pomyłkę – złe instrukcje, to i tak nie myśli się o tym – tylko żyje dalej. To proste do zrozumienia, że rządy światowe szkolą takie umysły, by w walce, na wojnach nie mieli wątpliwości czy czasu na zawahanie. Umysł jak uzbrojony ładunek wybuchowy – którego więzienie nie potrafi rozbroić, a jedynie doprowadzać do wybuchu, zniszczenia…
Dlatego też początki mojego wyroku były pasmem agresywnej walki – samozniszczenia, psychicznego i fizycznego, jednak spotkałem ludzi ,którzy mi podali pomocną dłoń, uczyli radzenia sobie z tym – czy nawet pomogli zrozumieć ten wojowniczy, a w tym miejscu autodestrukcyjny mechanizm. Jedną z takich osób jest Pani i za to też dziękuję i chwała Pani za to! Bo już nawet odnoszę się do moich czynów i motywów, nie do aktu oskarżenia i uzasadnienia wyroku, bo to nieprawda – jeśli chodzi o motywy itd. wyrok nie był oparty na dowodach a kłamstwach.
Nie chodzi dziś o moje życie – ono przemija, w dużej części przeminęło, ale o to co mogę jeszcze uczynić dla innych. Moja wiedza przez doświadczenie życiowe jest spora – ale niestety nie dla wszystkich przydatna czy dla wielu niepojmowalna, zwłaszcza gdy chcą postrzegać życie człowieka przez pryzmat własnego podwórka, naród, rasa, czy instytucje (rządy, religie). Dla mnie pojęcie pokoju zmieniło się całkowicie – już nie widzę pokoju tam, gdzie widział go np. Jan Paweł II, mówiący o tym, że jest, czy nastał pokój – czy to w ex-Jugosławii czy w Polsce. Nie ma pokoju, gdy człowiek gardzi człowiekiem, gdy są masowe marginalizacje (więzienia, obozy pracy) czy inne prześladowania. Kiedyś pokój też tak rozumiałem, jak panowałem nad danym kawałkiem przestrzeni z pistoletem czy zaciśniętą pięścią i nikt mi nie zagrażał realnie, chwilowo… Tylko tam nie było pokoju ani w moim sercu, ani w innych dookoła. Pokój to stan umysłu, w którym żyje się w zgodzie z innymi ludźmi z wzajemnością. Gdy są problemy, to są zjawiskiem, trudem nie jednego człowieka, ale wszystkich. Jeśli ktoś ma ból, to jest to cierpienie wszystkich, a problem wtedy rozwiązuje się tak, by zaistniał pokój a nie wygnanie czy karanie.
Więc gdzie „pokój” tego świata od pokoju chrześcijańskiego, buddyjskiego – czyli tego właściwego? Kiedyś ktoś to przełoży na instytucje, właściwe rozwiązania systemowe – dużo dalej posunięte niż te w krajach skandynawskich, ale na obecną chwilę – choćby rząd Polski, nie żyje w pokoju nawet ze swoimi obywatelami (to już odrębny temat).
Idąc za tą myślą – osiągając duchowe oświecenie (które w tym miejscu bywa) doznając większego wglądu – jak mam nie mieć świadomości moich czynów!!! Ta świadomość z tej perspektywy, już nie jest tak łatwa w akceptacji, jak posiadając umysł legionisty, wojownika, żołnierza. Tutaj nie liczy się, że z tamtej perspektywy zło tego czynu jest łagodniejsze. Bo już sama droga wojownika jest zgubna, nieuzasadniona. Oczywiście żaden sąd ludzki nie jest w stanie mnie sprawiedliwie osądzić – bo albo będzie patrzał przez pryzmat wrogości, albo usprawiedliwień częściowych. To jedyne co ludzkie sądy zrobią, to dołożą cierpień, złych czynów, które się stały, a karami rozmnażają nie to co dobre dla człowieka czy innych postronnych osób – nawet dla rodzin ofiar. Kara – ta w niczym nie pomoże – a jedynie utwierdzi ich w błędnych przekonaniach, zwiększy poziom lęku na przyszłość, uprzedzeń. Dlaczego? – to też odrębny temat na doktorat.
Więc proszę się nie martwić, że źle mnie Pani oceniła – widząc coś, czego nie dostrzegają we mnie inni, po prostu wszystko musi się wydarzać w odpowiednim czasie, czyli przy właściwych ku temu sposobnościach, okolicznościach.
Więc wiem lepiej niż ktokolwiek co zrobiłem, wiem jak to przeżyłem, wycierpiałem i ku czemu to prowadzi.
Jednak życie ludzkie – choć bez sensu w takim etapie świata, ale i bezcenne – to jednak i tak kończące się szybko. Więc ku zwolennikom mojej śmierci – mogę tylko powiedzieć, że z chwilą narodzin każdemu obiecana jest śmierć – czy ktoś uważa się za lepszego, czy gorszego – to kres ten sam – więc i moje życie się zakończy. Kwestia tylko tego co z tym życiem zrobimy – ile wycierpimy albo ile pokoju zaznamy. Czy politycy, biznesmeni, „celebryci” – myśląc, że izolując w więzieniach innych za karę – dokładając cierpienia będą od tego wolni, zaznają spokoju? I tu właśnie jest wiedza – co zrobiłem, tylko czy ci, którzy są na „salonach” wiedzą co zrobili? Bo mniejszy jest grzech tych, którzy są go świadomi – gorzej, gdy ktoś tkwi w błędzie nie mając tego świadomości, bo to w następstwach jest gorsze dla nich samych (jak Smoleńsk), ale też dla innych. Brnięcie w wierze w własną nieomylność i uczciwość przy osądzaniu (karaniu) innych ludzi to jak biec z karabinem i strzelać myśląc, że się walczy w imię pokoju – Chrystusa, czy inaczej nazywanego „dobra wyższego”. W Niemczech kiedyś sąd dowiadywał się mnie (oskarżony o kradzieże) co rząd, system źle zrobił, czego może nie zrobił? – bym nie kradł. To było pytanie idące w słusznym kierunku, że wina nie jest jednostronna, słuszne dociekanie – jednak karę i tak ponosiła jedna strona – może łagodniejszą, gdy rząd czuje się choć trochę odpowiedzialny za „zjawiska” zachodzące w społeczeństwie. Niestety, pewne rzeczy i tak by nie były brane pod uwagę, ale nie mogę oczekiwać zbyt wiele, gdy w Polsce – rząd, sąd – nawet takich pytań sobie nie zadaje. A gdzie czas, w którym ktoś np. agresję uzna za zjawisko, które nie należy karać, ale leczyć – pomóc.
Więc to co zrobiłem – to wiem… A za to co złe wszyscy roszczą sobie prawo, by karać, osądzać, ale człowiek to też czyny dobre – więc każdy chce karać za zło, a gdzie nagrody za dobro i jaką miarą to mierzyć. Wiem, dlatego że chcą postąpić w zgodzie z „myśleniem śmierci”, chciałem umrzeć – ale dobre czyny zaczęły działać jakby moja tarcza, objawiały się rzeczy, które inaczej bym rozumiał. W tym duchowym sensie dobre czyny wcale nie były tym co uznawałem za wielkie dobro, jak np. uratowanie komuś życia – a to co złe, też inaczej wygląda niż te „chore” sądy państw sobie uznają za złe czy szkodliwe społecznie. Do tego motywy, zamiar, powody, że ktoś staje się kimś kim nie był… I gdybym się urodził sekundę przed zastrzeleniem tych osób – nic by mnie nie usprawiedliwiało – jednak na tę sytuację wpłynęły różne okoliczności, bezrobocie, wzrost agresji w społeczeństwie, ale nie tylko… Więc mógłbym się obwiniać, gardzić sobą bardziej niż gardzą mną ci, których ten czyn dotknął, ale tym samym oszukiwałbym siebie i brał udział dalej w tym ogólnym zakłamaniu ludzkich chorych sądów ze szkodą nie tylko dla mnie. Gdyby w tym wszystkim chodziło tylko o moje życie – cóż żadna strata, ale gdy moje życie niesie inny rodzaj wiedzy, energii – to już nie należy nawet do mnie – dla duchowych osób określę to jako przejęcie przez Boga, oświecenie – czy jakkolwiek to nazywać. Gdy zacząłem z tego drwić, to dotknęło bardzo wielu – myślę, że spowodowałem tym więcej nieszczęść i cierpień niż strzelając – bo to było gorsze – jakkolwiek to zabrzmi… I skoro samemu było mi ciężko uwierzyć w zjawiska, objawienia, których doświadczałem – to nie mogę mieć pretensji, że inni to lekceważą, tyle że to nie ja osądzam i decyduję. A uprzedzenia do takich zjawisk duchowych wywodzą się właśnie z chorych ludzkich systemów sądowniczych, to wpaja nam złudne pojęcie dobra czy zła. Więc zauważanie życia, miłości, dobra w innych, gdy popełnią błąd – nawet ciężki, to czyn nie jest tym człowiekiem w całości, więc trzeba wiedzieć coś więcej.
Tak więc piszę, gdy czuję że należy, że jest odpowiedni czas, że zrozumie to ktoś więcej, niekoniecznie wielu… Zjawiska i wydarzenia temu sprzyjają, przynajmniej dla osób, które to zauważają, że coś się dzieje na świecie – a wszystko to jak nauka – która pochodzi od dobrego, choć „surowego” nauczyciela – bo tak marnie to widzi wielu, zwłaszcza gdy postrzegamy świat indywidualnie, to zjawiska takie, tragedie wydają się surową lekcją.
Dlatego, gdy na początku naszego spotkania (znajomości) złamała Pani rękę – powiedziałem, że to może być moja wina, chodziło o to, że stawała się Pani częścią tego zjawiska „Boga”, miała Pani w związku z tym coś przepracować, uświadomić – sobie bądź mi – czy innym… Choć wiem, że też w związku z tym mogą, wydarzają się też dobre rzeczy, jeśli ktoś będzie podążał, postępował w zgodzie z tym co mamy wytyczone 🙂
…A ja czasami się poużalam i dziękuję, że mam komu – z miłością Krystian
PS A sam jestem tym komu wielu się użala, czasami szukając we mnie oparcia, zrozumienia, czy rady i chyba to też ważne dla mnie – gdy mogę komuś pomóc.
Pani Magdo – nie wiem, czy wszystko jest coś warte, z sensem – ale czasami muszę z siebie coś wyrzucić, by zrozumieć – a może pomóc zrozumieć też komuś…
łzy straty – ból
nie stracą się
niechciany zysk
śmierć mamy – rozpacz
to nie umiera
pamięć świadoma
gonitwa modlitw
błagania straceńca
na nowo zrodzone
nieśmiertelna miłość
niekochana śmierć
kto zostanie, co wygra?
brak marzeń
beznadzieja
gdzie jestem, po co?
na drodze ciemno
zgasło światło
jak iść – stoję
trwoga niepewność
bezosobowe
kim jestem
więc nie czuję się
bezosobowa pustka
ból jak obcy
znikłem, a jestem
nic nie widzę dalej
niż pustkę teraz
nie umiem patrzeć jutra
gdy jutra nie widać
dziś jest ciemnością
czas się nie cofnie
zastygły w uczuciach
obojętność
czekanie na nic
łzy straty zyskuję
taka wymiana handlowa
za miłość
stracone coś
egoizm
czy współczucie
kim dziś jestem
bez nadziei
bez marzeń i jutra
boję się wspomnień
tylko bolą
a jutro niewidoczne
sens życia
bezsens śmierci
a może odwrotnie
żyć świadomie
to umierać świadomie
po co żyjemy
nie boję się śmierci
boję się żyć
bez sensu zjawisko
im więcej się ma
tym więcej się straci
a strata boli
nic nie mieć
nie kochać, nie tracić
to jak żyć bez miłości
czuję się zakładnikiem
zaszantażowany
umrzeć nie mogę
a żyć nie umiem
wegetacja patowa
a może mat
jeszcze jest ból
radość, miłość mogą być
cierpienie być musi – życie
walcząc o życie
walczę o miłość
wywalczając tylko ból
ale i to się straci na koniec
cóż za pocieszenie
człowiek może ci pomóc
podać ci dłoń i wstać
albo zdeptać
raj i piekło na ziemi
wiernych najwięcej nie wierzy
o tak chcą wybaczenia
ale nie umieją wybaczać
unikam tej farsy
jak niewierny – wierząc
ucząc się wybaczać
nie oczekując wybaczenia
takie jarzmo
czy prosty krzyż
PS List jak zawsze „za długi” – ale to do Pani, a jeśli uzna Pani, że coś tam warto publikować, czy należy skorygować – to proszę.
I dziękuję.
Kłaniam się!
Krystian Zabadeusz