Czy jestem mistrzem swojego życia?
Bardzo jest trudno być mistrzem swojego życia, gdyż codziennie przeżywam sukcesy oraz porażki. Natomiast bycie mistrzem zmian jest mi o wiele bliższe niż bycie mistrzem życia. Więzienie jest takim miejscem, gdzie duża ilość wolnego czasu daje większe możliwości do rozmyślań na temat swojego „Ja”. A za tym idzie dążenie do stania się mistrzem własnego życia. Bardzo cenną zmianą jaka zaszła we mnie, jest to, że nauczyłem się zatrzymywać w tym pędzie życia i poddawać analizie kontrowersyjne kwestie. Nierzadko bywa, że zapominam uruchomić hamulec i brnę przez dłuższy czas nie zwracając uwagi na wiele ważnych kwestii. Odkąd moja praktyka ograniczyła się do jednorazowego „zazen”, zauważyłem że częściej tracę kontakt ze samym sobą niż to było w okresie, kiedy praktykowałem codziennie. Spowodowane jest to tym, żebym mógł praktykować w zaciszu celi, muszę wstawać około 5.30 rano, a odkąd zmieniłem oddział, mam z tym problemy. Myślę o tym, żeby się zebrać w garść i wstawać rano, ale zazwyczaj bywa tak, że po otwarciu oczu jest po 6 rano. Trudności ze wstawaniem rano sprawiają, że nie przystoi mi tytułować się mistrzem swojego życia, również wpływają na to jeszcze inne kwestie.
Praktyka buddyjska spowodowała we mnie dużo konstruktywnych zmian, które owocują każdego dnia. Wiem, że jeżeli bardziej się zagłębię w „zazen”, niebawem zostanę mistrzem zmian, a od tego dzieli nas mały krok do zostania mistrzem swojego życia. Więzienie jest specyficznym miejscem, w którym nie sposób przeprowadzić tylu zmian, ile byśmy chcieli. Natomiast przygotowanie stabilnego gruntu znacznie poprawi start w innej rzeczywistości po opuszczeniu więzienia.