SANDRIA

Dawno, dawno temu… W czasach, kiedy nie istniały jeszcze zdobycze współczesnej techniki, gdy nie było komputerów, telewizorów, telefonów, i innych cudownych wynalazków. W czasach, gdy nie było pralek, zmywarek – ba, prądu nawet nie było i światła też nie było.
Ludzie żyli inaczej.
Rytm dnia wyznaczały im wschody i zachody słońca. Dorośli wstawali wraz ze wschodem słońca, a po zachodzie szli spać. Cały dzień natomiast wypełniała im praca, polowania, zdobywanie jedzenia i tym podobne, przydatne rzeczy. Dzieci miały swoje zajęcia: bieganie po lesie, skakanie po drzewach czy ściganie zająca. Każdego wieczoru babcia Jadzia – Naczelna klanu bajarka – opowiadała dzieciom bajkę. Za każdym razem inną i z innym morałem. Sędziwa to była starowinka, z natury cierpliwa i miła, więc dzieci bardzo ją lubiły i wszystkie uważnie jej słuchały. Wszystkie, poza jednym Grzesiem, który to najlepszy był we wszystkim na świecie. Wszystko łatwo mu przychodziło – nic się nigdy nie myliło. Śmiał się ze wszystkich i każdemu dokuczał. A że większy był od wszystkich, nikt nawet nie śmiał uwagi mu zwrócić. No bo Grzesiu mógł w odwecie jeszcze bardziej dokuczyć. Na szczęście babcia Jadzia wybryki Grzesia zobaczyła i stosowną na tę chwilę bajkę ułożyła.
SANDRIA
W odległej krainie, ukryta głęboko w lesie leży Sandria. Złocista kraina. Sandrianie to wesołe, zaradne stworzonka. Ich głównym zajęciem są wszelakie zabawy, oraz pławienie się w słońcu. Sandria to kraina piasku, a każdy z jej mieszkańców jest pojedynczym, złocistym ziarenkiem piasku. Wydawać by się mogło, że takie pojedyncze ziarenko piasku nic nie robi cały dzień, tylko ot co – leży i wygrzewa się na słońcu. Tymczasem Sandrianie to wielce pracowite istotki, a razem mogą dokonać wielkich rzeczy. Sandrianie czerpią energię niezbędną do życia ze słońca. Nie potrzebują wody i jedzenia, tak jak to mają choćby ludzie. Wszystko, czego potrzeba Sandrianinowi to odrobina słońca. Tak więc w dzień Sandrianie leżą na słońcu, karmiąc się jego energią, a po zmierzchu zajmują się swoimi sprawami. Sandrianie kochają ludzi, a szczególnie małe dzieci. Lubią się z nimi bawić. Uwielbiają być przesypywani między palcami, a najbardziej lubią, gdy dzieci robią z nich różne piaskowe budowle i zamki z piasku, babki czy inne dziecięce dziwa. Musicie wiedzieć drogie dzieci, że każde ziarenko piasku ma małe rączki i nóżki. Dla ludzi są one niewidzialne, ponieważ są zbyt małe, abyśmy mogli je dostrzec. Jednak gdy robimy budowle z piasku, to powstają one tylko dlatego, że te małe istotki chwytają się za ręce. Poza tym Sandrianie mają jeszcze jedną, szczególną właściwość – potrafią lewitować. Czyli unosić się w powietrzu, co często wykorzystują w swoich zabawach. Ich główną rozrywką oprócz zabawy z ludźmi jest surfowanie na wietrze. Gdy małe dziecko chwyta garść piasku i rzuca nim w powietrze, piasek nie spada bezwładnie w dół, to tylko tak wygląda z daleka. Tak naprawdę Sandrianie wykorzystują ten moment do zawodów w surfowaniu na wietrze. Bez ludzi byłoby to niemożliwe. Od niepamiętnych czasów Sandrianie harmonijnie współistnieli ze swoimi ukochanymi ludźmi, których uwielbiali i czcili niemal jak bogów. Bawili się z ludzkimi dziećmi, a dorośli otaczali ich opieką. Niestety jak to w życiu bywa – wszystko się kiedyś kończy. I tak ludzie w poszukiwaniu dobrobytu opuścili Sandrię, a z czasem o niej zapomnieli.
Sandrianie pozostali sami.
Tęskno im było za ludźmi. Z tego powodu byli bardzo smutni. Sandrianie nie wiedzieli, co z sobą począć – no bo jak to tak, żyć bez ludzi? Przecież to oni wypełniali ich czas i dostarczali im wszelakich radości. I chodzili Sandrianie całymi dniami bez celu. Ich życie zaczęła wypełniać nuda, a z nudy zrodziły się waśnie, konflikty i podziały. Utworzyły się obozy. Choć Sandrianie nie byli tego świadomi, przez cały czas obserwowały ich mrówki. Ich odwieczni wrogowie. Ku ich uciesze Sandria była wreszcie słaba i podzielona. Bez swoich protektorów i podzielona, Sandria była zwykłą kupą piachu. Łatwym celem dla mrówek. Na czele mrówek stał potężny i długowieczny tyran Enaton. Enaton pamiętał czasy tak odległe, że przekraczało to pojmowanie rozumu. Pamiętał, jak Sandria była słaba, czasy, w których ludzie jeszcze nie istnieli, czasy, w których to mrówki rządziły, a Sandrianie byli ich niewolnikami.
– To były czasy! – pomyślał Enaton – Byliśmy panami. Wszystko zniszczyli ludzie. Otoczyli Sandrię murem i wygnali nas do lasu.
– Lecz teraz, gdy nie ma ludzi, a Sandrianie są podzieleni, odzyskanie dawnych terenów będzie dziecięcą zabawą.
– A… A… A… Ha, ha, ha, ha, ha… A… A… A… Ha, ha, ha… – niósł się szaleńczy śmiech Enatona przez las.
Choć Sandrianie nie pamiętali mrówek i nie mieli pojęcia, kto tak wściekle ujada w lesie, to zmogła ich wielka trwoga. Śmiech Enatona był przeraźliwy i wlewał w ich serca strach. Byli bezradni. Widząc to, Nael, młody Sandrianin, który uchodził za miejscowego dziwaka – postanowił coś zmienić. Zwołał zebranie wszystkich Sandrian i tak oto im rzekł:
– Drodzy Sandrianie, jestem jednym z was, choć niektórzy uważają mnie za dziwaka, to ja jednak was zapewniam, że jestem jednym z was i tak jak wy tęsknię za ludźmi. Tak jak wy, boję się nieznanego, złowrogiego śmiechu z lasu. Jesteśmy tacy mali. Co może znaczyć ziarenko piasku? Nic! Tylko z ludźmi jesteśmy czymś więcej. Niestety od dawien dawna ludzi nie ma z nami i jeżeli my czegoś nie zmienimy, to nic się nie zmieni. Jestem Nael i uroczyście przysięgam, że odnajdę ludzi i sprowadzę ich z powrotem. Znów będziemy wielcy i szczęśliwi. Na te słowa wszyscy bardzo się ucieszyli, a duch nadziei wypełnił ich serca. To była eksplozja radości, a gromkie brawa niosły się daleko, hen. I tak Nael, najmniejszy ze swych braci, wyruszył w swą podróż. Surfował na wietrze, aż jego oczom ukazał się wielki, czarny ptak. Niewiele myśląc, Nael uczepił się skrzydła ptaka i dotarł z nim do krainy gór. Góry były potężne. Nael poczuł się przy nich jeszcze mniejszy i mniej znaczący. Jego małe serduszko pękło i zaczął płakać.
– Dlaczego płaczesz? – spytał go zatroskany ptak, na którym przyleciał.
– Wyruszyłem w poszukiwaniu ludzi, gdyż tylko z nimi Sandrianie coś znaczą. Teraz zobaczyłem góry, a te są jeszcze potężniejsze od ludzi. Przy nich czuję się jeszcze mniejszy i mniej znaczący.
Przysłuchiwała się temu największa z gór. Przykro jej się zrobiło słysząc słowa dzielnego Naela. Postanowiła go pocieszyć i tak mu oto rzekła:
– Jestem największa z gór. Czy wyobrażasz sobie coś potężniejszego?
– Nie. Jesteś największa i najwspanialsza góra, jaką kiedykolwiek widziałem. Nic większego być nie może – odpowiedział Nael.
– Mylisz się Naelu – powiedziała góra – Jestem największą górą na świecie, ale kiedyś byłam jeszcze większa, a mimo to nie dałam rady oprzeć się potędze pojedynczej kropli wody.
– Jak to tak? – zdziwił się Nael – Co może Ci zrobić pojedyncza kropla wody?
– Ha, ha – zaśmiała się góra – Masz rację Naelu. Pojedyncza kropla wody nic mi nie może zrobić. Ale miliony kropel spadających z chmur są w stanie skruszyć najtwardszą skałę.
– Dziękuję ci góro. Nigdy cię nie zapomnę, ale teraz musze ruszać dalej i odnaleźć moich ukochanych ludzi. Po tym krótkim pożegnaniu Nael podszedł do ptaka, którym to już zdążył się zaprzyjaźnić i poprosił go, by pomógł mu odszukać ludzi.
– Dobrze, pomogę ci – powiedział ptak – Ale najpierw chcę pokazać ci trzy rzeczy.
– Co to za rzeczy? – zapytał zaciekawiony Nael.
– Wszystko w swoim czasie – odpowiedział ptak.
Nael uczepił się jego skrzydła i odlecieli. Lecieli cały dzień, aż dolecieli do morza. Morze było tak wielkie i potężne, że wcześniej spotkana przez nich góra wydawała się być wielkości ziarenka piasku stojącego obok człowieka.
– Co to jest? – spytał swojego towarzysza zdziwiony Nael.
– To jest morze – odpowiedział ptak – Prawda, że jest potężne?
– Tak – zgodził się zachwycony Nael.
– Podejdźmy bliżej drogi Naelu.
Podeszli do samiutkiego brzegu morza, a ptak zawołał:
– Szanowne morze czy mogę porozmawiać z pojedynczą kroplą wody?
Po krótkiej ciszy morze zaszumiało. I wtedy oczom Naela ukazała się pojedyncza kropla wody. Była ona taka jak on: bardzo, bardzo mała.
– Jak coś tak małego może tworzyć ogromne morze – zamyślił się Nael.
– Witaj – powiedział do niej ptak.
– Witaj wielki, mądry ptaku – odpowiedziała kropla wody.
– Powiedz mi proszę, czym jesteś? – poprosił Nael.
– Jestem pojedynczą kroplą wody, ale jestem tez czymś więcej. Razem z moimi braćmi i siostrami tworzymy rzeki, jeziora, morza i potężne oceany. Sama jestem niczym, ale spójrz tylko na to morze. Czyż nie jest wspaniałe? A chmury, które widzisz nad sobą – to też moi bracia i siostry.
Nael i wielki ptak pożegnali kroplę wody. Pokłonili się morzu i polecieli dalej. Lecieli tak długo, aż dotarli do lasu. Był to potężny las pełen drzew. Niektóre z drzew były tak wielkie, iż zdawało się, że swoimi szczytami przebijają chmury.
– To są drzewa. Czy nie są wspaniałe? – zapytał ptak.
– Są przepiękne, silne i wydają się być bardzo dumne, strzelając swoimi iglicami prosto w gwiazdy – przytaknął Nael.
– Tak, są – westchnął ptak – Ale spójrz tylko na te pojedyncze drzewo rosnące samotnie na polanie. Widzisz jakie jest małe i poskręcane. Samo jest za słabe, żeby oprzeć się wiatrowi. Tylko wraz z innymi drzewami tworzy coś większego – wspaniały, dumny las. A teraz Naelu pokażę ci ostatnią rzecz.
Ptak zawrócił i lecieli tak długo, aż ich oczom ukazało się potężne, złote morze. Widok zapierał dech w piersiach. Morze piasku było bezkresne, a jego końców w żaden sposób nie można było dostrzec.
– Tak tak, Naelu – zaśmiał się ptak – To jest Sandria. Choć sam jesteś zaledwie małym, pojedynczym ziarenkiem piasku, to ze swoimi braćmi i siostrami tworzysz potężną Sandrię.
– Wielki ptaku, to jest wspaniałe – zawołał rozentuzjazmowany Nael – Dziękuję ci za tę wspaniałą podróż. Czy możemy już wylądować?
– Tak – odpowiedział ptak i wylądował.
– Wielki ptaku jak masz na imię? – zapytał Nael.
– Jestem tylko ptakiem – odpowiedział ptak i odleciał.
Uradowany Nael pobiegł do swoich rodziców, żeby im opowiedzieć o swoich przygodach. Gdy ich odnalazł, od razu zaczął do nich wołać:
– Mamo, tato, nie uwierzycie, co widziałem i gdzie byłem.
– Czy odnalazłeś ludzi? – spytali chórem przejęci rodzice.
– Nie, nie znalazłem, ale…
– Jesteśmy zgubieni – przerwał mu ojciec – Tylko ludzie są w stanie nas uratować, a ich nie ma. Jesteśmy zgubieni.
– Tato, co się stało? – zapytał Nael.
– W trakcie twej nieobecności zaatakowały nas mrówki. Na czele mrówek stoi potężny, bezwzględny tyran Enaton. Mrówki opanowały całą Sandrię i zmusiły nas do ciężkiej, niewolniczej pracy. Zagrozili nam, że jak nie będziemy posłuszni, to już nigdy nie ujrzymy słońca. Jesteśmy za mali, żeby się im oprzeć. Tylko ludzie mogli nas uratować. Cała nadzieja była w tobie, mój synu.
– Wszystko stracone – dodał załamany ojciec.
Nael uśmiechnął się od ucha do ucha i przytulił się do swoich kochanych rodziców.
– Wcale nie, nie jest stracone. Mamo, tato, musimy zorganizować potajemną naradę.
– Ale jak to synku? – spytała zaskoczona mama.
– Wszystko w swoim czasie. Mamo uśmiechnij się – powiedział Nael i pobiegł zwołać wszystkich.
A gdy wszyscy Sandrianie się zebrali, Nael zaczął swoją przemowę.
– Kochani Sandrianie, Sandria współistniała z ludźmi od zarania dziejów. Było nam dobrze z ludźmi. Tworzyliśmy wielką rodzinę. Żyliśmy w harmonii. Dzięki ludziom nie musieliśmy się martwić żadnymi zagrożeniami z zewnątrz. Ludzie byli naszymi protektorami. Kochaliśmy ludzi i cieszyliśmy się każdą chwilą spędzoną w ich blasku. Ich wielkość dawała poczucie bezpieczeństwa. Zawsze będziemy ich kochać i nigdy o nich nie zapomnimy. Obiecałem wam, że odnajdę i sprowadzę z powrotem ludzi. Niestety nie udało mi się tego zrobić, a raczej zaprzestałem ich poszukiwać. W swej podróży napotkałem kroplę wody, która okazała się częścią morza. Widziałem drzewa, które tworzyły potężny las. Spotkałem potężną, mądrą górę, oraz wielkiego, mądrego ptaka. Ale najważniejszym z moich odkryć było odnalezienie siebie.
Jestem tylko zwykłym, małym ziarenkiem piasku. Sam jestem niczym, tak, jak kropla wody czy samotne drzewo, niezdolne by oprzeć się sile wiatru. Ale razem z wami tworzę Sandrię. A Sandria jest najpotężniejszą z rzeczy, jakie widziałem. Jest tak wielka, że nie sposób zobaczyć jej kresów. Jesteśmy Sandrianami. Rozejrzyjcie się. Jest nas nieskończenie wiele. Sam nie przepędzę mrówek ani ludzie nie przyjdą nam z pomocą. Musimy to zrobić razem. Bo tylko razem przegonimy mrówki. Kto jest prawdziwym Sandrianinem, niech idzie ze mną.
Urosły serca Sandrian i wlała się w nie energia odwagi i nadziei. Wszyscy pobiegli za Naelem, a z ich ust niosły się bitewne krzyki.
– Niech każdy surfuje na mrówki! – krzyknął Nael.
I stało się coś nieoczekiwanego. Bo oto surfujący na wietrze Sandrianie stworzyli potężna burzę piaskową. Na ten widok mrówki wpadły w popłoch, gdyż była to potęga, z jaką jeszcze nigdy nie mieli do czynienia. Piach był wszędzie. Zaczęły się tworzyć wielkie tornada i osaczać mrówki z każdej strony. Pierwsze mrówki zaczęły uciekać w popłochu. Lecz nie potężny Enaton. On wiedział, ze to za mało, żeby przerwać szeregi mrówek.
– Zewrzeć szeregi. Nie mają prawa się przebić – rozkazał mrówkom Enaton.
Zgodnie z jego przewidywaniami Sandrianie nie zdołali złamać szeregów mrówek. Ziarenka piasku odbiły się od mrówczych tarcz i padły zrezygnowane. Wykorzystał tę chwilę słabości Enaton i rozkazał swoim wojskom natrzeć jeszcze wścieklej.
– Dobić ich! Dobić! – krzyczał rozwścieczony Enaton.
Przerażony Nael obserwował całą tę scenę i nie mógł uwierzyć, jak to się mogło stać. Przecież byli zjednoczeni. Powinni pokonać armię Enatona. A może jednak nie byli zjednoczeni – przebiegła myśl przez głowę Naela.
– Tak to jest to! Razem – pomyślał Nael.
– Złapcie się wszyscy za ręce! – krzyczał na cały głos Nael – Złapcie się za ręce! Musimy być jednością!
I tak wszyscy Sandrianie złapali się za ręce i stanęli jeden na drugim. Powstał potężny mur sięgający nieba.
– A teraz surfujemy na nich
– Razem! – krzyknął Nael
– Razem! – zawtórowali mu Sandrianie.
Potężny mur. Wielka fala tsunami utworzona z ziarenek piasku pędziła wprost na szeregi mrówek. Mrówki nie mogły uwierzyć własnym oczom. Były przerażone i od razu zaczęły uciekać w popłochu. Nawet wielki Enaton wiedział, że z taką potęgą nie mogą się mierzyć.
– Odwrót! Odwrót! – rozpaczliwie krzyczał Enaton.
A gdy ustała cała bitewna wrzawa, Nael przemówił jeszcze raz:
– To właśnie była prawdziwa potęga Sandrii. Co prawda nie ma z nami ludzi, ale już nigdy nie będziemy sami. Mamy siebie i dopóki trzymamy się razem, zawsze będziemy silni.
Tymi słowami babcia Jadzia zakończyła opowiadać swoją bajkę. Nagle mały Grzesiu zadał babci pytanie:
– Babciu Jadziu, a gdzie są teraz Sandrianie?
Babcia się uśmiechnęła, bo już wiedziała, że Grześ zrozumiał jej przesłanie i tak mu oto powiedziała:
– Grzesiu drogi, Sandrianie są w Sandrii, ale też są wszędzie wokół nas i ty także jesteś Sandrianinem.
– Jak to? – zapytał Grzesiu – Przecież nie jestem ziarenkiem piasku.
– Mylisz się Grzesiu, wszyscy jesteśmy zaledwie i aż ziarenkami piasku. Pojedynczy człowiek jest jak to samotne ziarenko piasku i sam nie jest w stanie nic osiągnąć, choćby był nie wiem jak mądry. Ale z innymi ludźmi, z pomocą innych ludzi, możemy wszystko. Kiedyś nadejdą takie czasy, że wszyscy ludzie będą to wiedzieć. I wiesz, co się wtedy stanie?
– Nie babciu Jadziu. Nie wiem.
– Wtedy staniemy się prawdziwymi Sandrianami i będziemy tak wielcy, że dosięgniemy gwiazd. Wszyscy jesteśmy Sandrianami.
– Hurra! Wszyscy jesteśmy Sandrianami – zaczęły krzyczeć i skakać ucieszone dzieci.

Sławomir Piekarski
ul.Ząbkowicka 68
57-100 Strzelin