Bardziej doskonała Droga Środka – Kobai Scott Whitney

Religioznawcy często powtarzają powszechną prawdę, iż przyswojenie nowej religii i przyjęcie jej jako własnej, zajmuje danej kulturze około dwóch wieków. Buddyzm zdecydowanie nie jest nową religią na świecie. Niemniej jednak może się przemienić w coś nowego, w miarę przystosowywania się do kultury euro-amerykańskiej. Tak ulepszony buddyzm może zaniedbywać istotne elementy oryginalnych nauk, na rzecz wartości i praktyk, które dodadzą nam, praktykującym komfortu. Jako przedstawiciele Ameryki Północnej i Europy, wydajemy się być szczególnie przyciągani przez atrakcyjny i psychologicznie zrozumiały projekt duchowego oświecenia, ale na własne ryzyko zaniedbujemy inne, fundamentalne wartości i praktyki buddyjskie.

Znajdujemy się w jednej czwartej drogi tego dwuwiekowego procesu [adaptacji], a już jedno z tradycyjnych zagadnień historycznego nauczania Buddy, a mianowicie idea wyrzeczenia, jest na Zachodzie wygodnie odrzucana – z powodu wygody. Podczas gdy oryginalny, palijski termin (nekkhamma) oznacza negację kamy (pragnienia), lub „wycofanie się ze zmysłowości”, to [odpowiadające mu] angielskie słowo przekształciło się w termin, który oznacza tyle co „odkładanie na bok rzeczy świata”. Zatem w języku angielskim odnosimy się do mnichów i mniszek, jako do osób, które wyrzekły się świata. Jednak sutty pokazują nam, że wszyscy poważnie praktykujący muszą się w pewien sposób stosować wyrzeczenie. Budda zaproponował raczej surowy standard wyrzeczenia swoim mnichom, w porównaniu do jego świeckich naśladowców. Kanon palijski w wielu miejscach mówi jasno, że ludzie świeccy, tak samo jak mnisi i mniszki, mogą osiągnąć nirwanę. Wyjątkowo piękny wyraz tej prawdy znajduje się w Mahavacchagotta Sutta:

Jak rzeka Ganges zwraca się ku morzu, pochyla się ku morzu, płynie ku morzu i rozciąga się przez całą drogę do morza, tak samo rzesze Mistrza Gotamy z jego bezdomnymi i gospodarzami zwracają się ku Nibbanie, pochylają się ku Nibbanie, płyną ku Nibbanie i rozciągają się przez całą drogę do Nibbany. (Majjhima Nikaya (MN) 73:14)

Choć osoba świecka może nie być „bezdomna” – w takim znaczeniu, w jakim to wyrażenie odnosi się do tej frazy, która odnosi się do mnichów i mniszek – to ciągle bardzo wyraźnie widać, że wyrzeczenie musi być częścią ścieżki każdego naśladowcy [Buddy], gdy zwraca się on lub podąża w stronę nirwany. W Dantabhumi Sutta, Budda zwraca się do Aggivessana i mówi o człowieku świeckim, Księciu Jayasena:

A więc Aggivessana, również Książę Jayasena jest unieruchomiony, zahamowany, zablokowany i owinięty jeszcze większą masą – masą ignorancji. Zatem niemożliwe jest, aby Książę Jayasena, żyjąc pośród przyjemności zmysłowych, (…) mógł poznać, widzieć lub urzeczywistnić to, co musi zostać poznane poprzez wyrzeczenie, zobaczone poprzez wyrzeczenie, osiągnięte poprzez wyrzeczenie, urzeczywistnione poprzez wyrzeczenie. (MN 125:10)

Tutaj Budda mówi o kimś bardzo podobnym do niego, gdy sam był młodym człowiekiem. Niektórzy zachodni nauczyciele wyjaśnili, że poprzez wyrzeczenie Budda miał na myśli to, że jego naśladowcy powinni porzucić swoje przywiązanie do rzeczy, niekoniecznie rozstając się z tymi rzeczami, które to pojęcie amerykański nauczyciel theravadyjski Santikaro nazwya mianem „liberalnego legalizmu*, a’la Bill Clinton*”.

* liberalny legalizm – pojęcie sugerujące, że politycy powinni być ograniczani konstytucją (http://en.wikipedia.org/wiki/Liberal_legalism) * a’la Bill Clinton – metafora, kwestie omijania i „odmiennej interpretacji” konstytucji USA przez Billa Clintona

W takim kontekście może nastąpić mylna interpretacja pojęcia porzucenia (patinissagga), które mogłoby być zdefiniowane jako ćwiczenie mentalne, z bardziej konkretnym znaczeniem, czyli faktycznym wyrzeczeniem się rzeczy, które wplątują nas w pragnienie. Ale trzeba pamiętać, że obydwa te działania są niezbędne w ramach przedstawionej przez Buddę drogi do nirwany. Musimy porzucić rzeczy, ludzi i pojęcia, ale także ugasić umysłowy mechanizm przywiązywania się do nich.

Rezygnacja z przywilejów bogactwa, tak jak to zrobił Gautama, jest ciągle przedstawiana w naukach, jako proponowana praktyka dla osób świeckich. Mówiąc do mnicha Udanin w Latukikopama Sutta, Gautama mówi:

Są tu pewni ludzie z klanu, którzy po tym jak powiedziałem im „Porzućcie to”… porzucają to i nie okazują nieuprzejmości w stosunku do mnie, lub w stosunku do tych pragnących praktykować jako bhikkhu. Porzuciwszy to, żyją beztrosko, spokojnie, utrzymując się przy życiu dzięki darom innych, z umysłem [tak powściągliwym] jak umysł dzikiego jelenia. (MN 66:12)

W Dhammapadzie, jednym z najbardziej czczonych i przystępnych pism buddyjskich, zapisany został następujący fragment: „Nie nazwę człowieka brahmanem* z powodu linii, z której się wywodzi, czy dla wysokiego urodzenia jego matki. (…) Kogoś, kto jest wolny od własności i przywiązania — tego zwę brahmanem..” (XXVI: 396)

* (Słowo brahman pierwotnie odnosiło się do osoby świętej;, ale obecnie, gdy pisane z wielkiej litery [w polskim Bramin – przyp. red.], odnosi się do kasty Wedyjskich duchownych).

Ten cytat wyjaśnia, że zarówno mentalne przywiązanie jak i same dobra materialne powinny być odrzucone, ale na Zachodzie nauczyciele buddyjscy rzadko cytują takie fragmenty. Santikaro mówi, że Budda nigdy nie wymagał od swoich świeckich uczniów, aby prowadzili życie w dobrowolnej prostocie – robili to zwyczajnie w wyniku pogłębiającego się duchowego wglądu. „Zauważmy, że większość naprawdę ważnych świeckich przewodników duchowych wczesnej sanghi wyrzekło się swego bogactwa i statusu” – wyjaśnia Santikaro. „Król Pasenandi porzuca swój tron, kupiec Anathapindika rozdaje swoje bogactwo. Citta, czołowy głosiciel Dhammy pomiędzy ludźmi świeckimi, oraz Visakha, wybitna świecka kobieta, robią to samo”.

Pisma i mowy Dhammy przełożone przez buddyjskich tłumaczy z Ameryki Północnej, koją [potrzeby duchowe] wyznawców klasy średniej pomniejszonymi wymaganiami buddyzmu wersji lite. Weźmy tu pod uwagę choćby najnowszy przykład, autorstwa Marka Epsteina w książce „Open to Desire” [Otwarty na pragnienie – przyp. red.] mówi: „Wyrzeczenie nie musi oznaczać odwrócenia się od pragnienia, a jedynie porzucenie brania udziału w tym, co tworzy przywiązanie”. Ed Brown, nauczyciel Zen, podsumował raz ten pomysł mówiąc: „Nie ma nic złego we wzięciu czegoś, o ile potem jesteś w stanie to odłożyć”. Te proste powiedzenia do pewnego stopnia są prawdziwe, ale położenie nacisku na wagę porzucenie, lub brak przywiązania do rzeczy, jako zwykłego podejścia umysłowego, bez żadnych implikacji z życiem, tworzy naturę oryginalnych nauk. Ta „wygładzona” wersja buddyzmu pozwala nam na posiadanie własnego stylu życia, na bycie bogatym – nawet rozpieszczonym, – bez potrzeby załamywania rąk w poczuciu winy. Nie wymaga żadnego, konkretnego działania w świecie – poza okazjonalnym odosobnieniem z naszym ulubionym nauczycielem.

Ale ważne jest zwrócenie uwagi na kilka rzeczy, zanim spokojnie spoczniemy sobie w tej krzepiącej interpretacji Dhammy. Pierwszą sprawą, która nie powinna umknąć naszej uwadze, jest oryginalne nauczanie o szczodrości (dana). Budda uważał biedę za przekleństwo i chciał, aby gospodarze zarabiali wystarczająco dużo, aby utrzymać siebie i swoje rodziny – oraz aby pomagać swoim wioskom. Dał nawet szczegółową radę Anathapindice, swemu najbogatszemu naśladowcy, na temat tego, co dzisiaj nazywamy „przydziałem majątku”. Jak powiedział raz Robert Aitken Roshi: „Ktoś musi zarabiać, aby inni mogli być biedni”. I faktycznie, jest to buddyjska formuła [opisująca] wspieranie mieszkańców klasztoru. Polega się tu na ludziach świeckich, posiadających wystarczająco duży i dostępny majątek, aby mogli wspierać nim mnichów.

W Azji buddyjscy nauczyciele podsumowują ścieżkę ludzi świeckich, jako składającą się z dana (szczodrości), sila (etycznego zachowania) i bhavana (duchowego rozwoju). Jednak na zachodzie kolejność i nacisk na poszczególne elementy w tej formule jest odwrotny: najpierw pracuje się z bhavana – (co precyzuje się także jako „medytacja”, która była formułą przede wszystkim dla mnichów-), później dopiero zaczyna się praktykę sila, dana. Klasa średnia mieszkańców Ameryki Północnej chce zostać znakomitymi medytującymi i wielu z nas wydaje setki lub nawet tysiące dolarów każdego roku, aby uczestniczyć w odosobnieniach i warsztatach, starając się „dostać” oświecenie, jak gdyby było to jeszcze jedno osiągnięcie, czy też jeszcze jedna rzecz do wykreślenia z naszej listy rzeczy „do zrobienia”. Chcemy raczej kupić oświecenie, niż się mu poświęcić.

Ale wczesne nauki sugerują, byśmy zamiast otrzymywania, zaangażowali się w praktykę ofiarowywania. Dana jest prawdziwą metodą duchową. Praktykowanie szczodrości pomaga nam pokonać chciwość i przywiązanie. Ułatwia to urzeczywistnianie nie-jaźni (anatta) – i to jest w porządku. Dhammapada mówi jasno:

Żyj w prawdzie, Nie popadaj w gniew I dawaj, choć masz mało. Te trzy drogi prowadzą do nieśmiertelnego królestwa. (XVII:224)

Trudności życia osoby świeckiej także zostały odnotowane:

Trudno jest wyrzec się doczesności, trudno rozkoszować się mnisim życiem. Lecz życie rodzinne jest także trudne i pełne zmartwień. (XXI: 302)

Tak. Wyrzeczenie jest trudne, ale jako współcześni buddyści uciekliśmy od tego wyzwania i przemieniliśmy prawdziwe wyrzeczenie w bezbolesne ćwiczenie umysłowe. O wiele łatwiej jest powiedzieć: „Taa, ale ja wcale nie jestem przywiązany do mego BMW”. W ten sposób nigdy nie będziemy musieli się zastanawiać, co moglibyśmy zrobić z pieniędzmi, które wydaliśmy na ekskluzywny samochód, dom czy wakacje. Zatem unikamy znaczenia prostoty, braku nadmiernej konsumpcji, oraz szczodrości, które zostały wyłożone w oryginalnych naukach. Niewielu euro-amerykańskich nauczycieli buddyjskich wzywa swoich uczniów, do porzucenia bogactwa i wygód, dla praktyki prawdziwego, namacalnego wyrzeczenia i prostoty.

Istnieją pewne wyjątki. Ajahn Brahmavamso, australijski opat theravadyjski, był ostatnio w Stanach Zjednoczonych i – odnosząc się bezpośrednio do praktyki – powiedział: „Nie musicie podążać za wielką ideą. Po prostu idźcie do przodu, w stronę większej prostoty – np. mniejszego domu. Mniejszy zamęt w fizycznym świecie wiedzie do mniejszego zamętu w umyśle i do większej wolności”. Jeśli chodzi o mowy buddyjskie w Stanach Zjednoczonych, bardzo rzadko słyszy się coś takiego.

Oczywiście, nie mogę statystycznie ująć, jak moi koledzy buddyści rozporządzają swoimi dochodami, ale mam na ten temat kilka anegdot. Np. obecnie jestem jednym z członków małego, buddyjskiego domu zwanego Paramita House, który pomaga zwolnionym więźniom przystosować się do społeczeństwa. Na nasze rutynowe prośby o wsparcie finansowe, wysłane do okolicznych sangh, jedynie kilka buddyjskich grup opowiedziało pozytywnie. Na pytanie dlaczego nie mogą się dołożyć, często odpowiadają: „Zbieramy pieniądze na nową świątynię”. Gdy zbudują już swoją świątynię, powiedzą, że potrzebują pieniędzy na ukształtowanie krajobrazu. Gdy i to zostanie zrobione, powiedzą oczywiście o przezornym trzymaniu oszczędności, a gdy już wystarczy oszczędności, przychodzi czas na założenie fundacji. Niektóre sanghi angażują się w działania w wymiarze sprawiedliwości społecznej, ale zbyt wiele z nich spędza czas na otrzepywaniu z kurzu poduszek do medytacji, w oczekiwaniu na następne odosobnienie.

Wielu ludzi z mojego pokolenia – [pokolenia] wyżu demograficznego – jest niezmiernie bogatych, jednak nie odczuwa tego. Firmy inwestycyjne i doradcy emerytalni nieustannie wyciągają od nas olbrzymie sumy pieniędzy, które – jak mówią – będą potrzebne do opłacenia naszego emerytalnego życia. Tak więc, wciąż czujemy, że nie zaoszczędziliśmy wystarczająco dużo, aby wesprzeć tę osiemdziesięciosześcioletnią osobę, która jeszcze – i może nigdy – nie istnieje i być może nigdy nie istniała. W czasie, gdy buddyzm wkraczał do różnych kultur, w ciągu ostatnich 250 lat znacząco zmieniła się jego postać, jako że przyjmował różne tradycje duchowe – z braminizmu i animistyczne, wywodzące się z tradycji południowej i południowo-wschodniej Azji, z taoizmu i konfucjanizmu w Chinach, oraz z tybetańskich praktyk bonpo. Ale Santikaro wskazuje na to, że: „Gdy buddyzm adaptuje się do [norm] Zachodu, to zamiast wcielać zdrowe lub efektywne tradycje duchowe, adaptuje się do sekularyzmu. To jest niezwykłe w historii buddyzmu. Jest kształtowany i zmieniany nie przez Zachodni monoteizm, ale przez popularność nauk psychologicznych i konsumpcyjny kapitalizm. Być może jedyną rzeczą, którą zachodni buddyzm przejmuje od monoteizmu, jest tendencja do dogmatyzmu”.

Nie proszę, żeby buddyści z Północnej Ameryki zmienili się w Matki Teresy lub rzucili kluczyki do BMW na ziemię i odeszli w górską mgłę. Ale gdybyśmy naprawdę przyjęli ideę wyrzeczenia, która odnosi się do ludzi świeckich, stalibyśmy się bardziej szczodrzy – o wiele bardziej szczodrzy [niż obecnie] – jeśli chodzi o nasz czas, pieniądze i uzdolnienia. Moglibyśmy ślubować, aby radzić sobie, wykorzystując mniej i przestać niepotrzebnie pochłaniać więcej. Ci, którzy urodzili się w wyżu demograficznym, mogą pomyśleć o starej hindusko-aryjskiej idei, mówiącej o tym, że ostatnie dekady życia powinny być bardziej poświęcone prostocie i rozwojowi duchowemu. Wielu z nas będzie grało w golfa w zamkniętych społecznościach do ostatniego dźwięku trąbki, ale ci z nas, którzy nazywają siebie buddystami, są winni światu i samym sobie, o wiele więcej. Co stałoby się, gdybyśmy zignorowali fałszywe bezpieczeństwo naszego stylu życia w stylu Telezakupów Mango? Co jeśli szczodrze wyłożylibyśmy [pieniądze] na cele, które poruszają nasze serca? Gdybyśmy ciężko pracowali, aby polepszyć życie biednych i odsuniętych na margines w naszych własnych społecznościach? Dałoby nam to coś, co obiecuje buddyzm i na co przez cały czas czekaliśmy – smak prawdziwej wolności.


KOBAI SCOTT WHITNEY jest pisarzem i nauczycielem buddyjskim, który pracuje w Cloud Mountain Retreat Center w stanie Waszyngton. Jest autorem Sitting Inside: Buddhist Practice in America’s Prisons („Siedząc w Środku: Buddyjska Praktyka w Amerykańskich Więzieniach”).

Tłumaczenie: Maudgalyayana
Redakcja polska: Moi