Buddyzm w korporacjach? – Jan Mieszczanek

Przez kilkanaście lat pracowałem w międzynarodowych korporacjach – i były to korporacje z „ludzką twarzą”. Ale nawet tam widziałem ewolucję, prowadzącą do zanikania ich ludzkiej twarzy.

Jako przykład tej ewolucji niech posłuży kariera akronimu SMART (simple, measurable, achievable, relevant, time-framed – proste, mierzalne, osiągalne, istotne, o ustalonych ramach czasowych), który definiuje cechy prawidłowo ustalonego celu. W przypadku projektów ustalanie takich celów jest jak najbardziej racjonalne – ale używa się tego podejścia również w zakresie rozwoju osobistego pracowników. A jak zmierzyć choćby lojalność? Z pola widzenia pracodawców znikają w ten sposób bardzo istotne aspekty osobowości pracowników.

Ewolucja ta prowadzi do znanych zjawisk – jak stres, brak czasu na życie rodzinne, wypalenie zawodowe. Wydawać się może, że w tak odhumanizowanym środowisku trudno byłoby zaimplementować praktyki buddyjskie. A jednak jest to możliwe i już się dzieje.

Z jednej strony w buddyzmie pojawił się nurt buddyzmu zaangażowanego – wychodzącego z klasztorów i sal medytacyjnych, aby bezpośrednio pomagać ludziom lepiej żyć (dobrym przykładem będzie tutaj nurt, który powstał podczas wojny wietnamskiej pod przewodnictwem Thich Nhat Hanha).

Z drugiej strony, w świecie zachodniej nauki (ale i kapitału) od dawna dojrzewały myśli, jakby wyjęte z buddyzmu. Już w dziewiętnastym wieku Adam Smith, uznawany za ojca kapitalizmu, pisał w The Theory of Moral Sentiments: „[…] musimy stać się bezstronnym świadkiem naszego własnego charakteru i zachowania […]”.

Za przełom można uznać opracowanie przez Jona Kabat-Zinna w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku metody redukcji stresu, opartej na uważności (MBSR – Mindfuless Based Stress Reduction). Kabatt-Zinn otwarcie pisał, że wzorował się na buddyzmie: […] Choć medytacji związanej z uważną obecnością najczęściej naucza się dziś w kontekście buddyzmu, to jej istota jest uniwersalna. Uważna obecność to tak naprawdę konkretny sposób skupiania uwagi. To sposób spoglądania głęboko w siebie w duchu pytań i zrozumienia samego siebie. Można się jej nauczyć i praktykować, tak jak robimy to w klinice stresu, nie trzeba przy tym jej wzbogacać ani potwierdzać odwołaniami do kultury Wschodu czy buddyjskich autorytetów. Uważna obecność sama w sobie jest potężną siłą umożliwiającą zrozumienie samego siebie i zdrowienie. Jedną z jej największych zalet jest wręcz to, że jest niezależna od wiary czy ideologii, więc o korzyściach z niej płynących przekonać się może każdy osobiście. Ale nie jest przypadkiem, że uważna obecność wywodzi się z buddyzmu, którego główną misją jest niesienie ulgi w cierpieniu i rozwiewanie złudzeń.[…]. Cytat ten pochodzi z jego książki Życie piękna katastrofa; pięknie w niej widać połączenie dwóch nurtów – buddyjskiego i zachodniego: wstęp do tej książki napisał wspomniany wcześniej Thich Nhat Hanh.

Od tego czasu powstały podobne programy, jak MBCT (Mindfulness Based Cognitive Therapy, oparta na uważności terapia kognitywna) czy MBRP (Mindfulness Based Relapse Prevention, oparte na uważności zapobieganie nawrotom uzależnień) – a sama uważność weszła do głównego nurtu psychologii.

Na uważność zwraca się też uwagę w wielkich firmach (choćby Google), przykładem niech będzie artykuł Business Skills and Buddhist Mindfulness w Wall Street Journal, tutaj tylko krótki cytat: „[…] Szkoły biznesu zaczynają włączać do swojej oferty praktyki, zyskujące coraz większą popularność w świecie korporacyjnym – nauczanie i studiowanie uważności, buddyjskiego podejścia do zwiększenia świadomości siebie i swojego otoczenia. […] Chociaż idea uważności pochodzi z praktyk medytacyjnych, szkoły biznesu mówią, że ma ona wiele zastosowań dla wyższej kadry menadżerskiej, która nie szuka duchowości, ale po prostu chce oczyścić swoje umysły i stać się świadoma odruchowych, emocjonalnych reakcji, prowadzących do złych decyzji.”

W ostatnim zdaniu widać wyraźnie utylitarne podejście do praktyki „bierzemy tylko to, co zwiększy naszą efektywność” – ale głęboko wierzę, że to tylko początek. Uważny staje się cały człowiek – a nie tylko prezes korporacji. Uważność, praktykowana na szkoleniu biznesowym, będzie promieniować na relacje rodzinne, przyjacielskie, na podejście do życia.

Patrzę optymistycznie na życie i procesy opisane powyżej bardzo mi w tym pomagają. To już trochę inny temat – ale bardzo mnie ucieszyła informacja o tym, że w główny ekonomista i wiceprezes Banku Światowego pracuje nad systemem zmniejszania nierówności.

Pomału, ale idzie ku dobremu – i buddyzm ma w tym swój udział, większy niż potrafiłem sobie to wyobrazić jeszcze dziesięć lat temu.

Jan Mieszczanek