Zaraz po przeczytaniu listu Pawła pomyślałem: „rany…. o co mu właściwie chodzi??”. Czytałem go znowu i znowu… Jedyne myśli jakie mi przychodziły do głowy za każdym razem oceniały go jako manipulanta, szukającego „ciepłego kąta akceptacji”. Tymi myślami dalej wędrowałem do czasów mojej rehabilitacji w Monarze. Ileż razy słyszałem jak to życie uparło się na nią czy na niego… Jak to musiał kraść i kombinować, a nie jeden raz musiała się sprzedawać, żeby wreszcie huknąć i „dobrze” się mieć…, żeby wszystko wróciło do normy… Widziałem ile w tym manipulacji, ile chęci wybielenia się i zrzucenia odpowiedzialności na rodzinę, społeczeństwo, cały świat byle nie na nas samych. Całe morze kręcenia byle zrobić wrażenie i zdobyć to, co chciałem. Taką też miarą zmierzyłem Pawła. „Typowy „kaszel”…!”- pomyślałem. Tylko czy na pewno…? Wrociłem do siebie: co się stało, że ciągle żyję? że znalazłem drogę, w której się spełniam i pomagam innym? że jestem trzeźwy? Jednego dnia, całkiem głodny, przemoknięty, bardziej trzeźwy niż bym chciał, z braku perspektyw żąglując pomysłem skończenia tego wszystkiego, wysłałem taki sam list do rodziców. Moje szczęście, że mam takich, którzy mnie ciągle kochali. Pojechałem na terapię. Zdałem sobie sprawę z czegoś, co mnie całkiem wystraszyło… nie byłem w stanie kontrolować mojej „zabawy” w wolność pt.: „mam wszystko w d***”. Kolejne szczęście: dla mnie to była ciągle „zabawa”, choć kosztowała mnie wiele więcej niż bym chciał. Potem jeszcze długa droga do wolności wspierana przez tych, którym na mnie zależało.
Paweł tyle szczęścia nie miał. Gdzie się obrócił w życiu spotykała go patologia. Jedyna osoba, która go mobilizowała zginęła. Jego pojmowanie i widzenie świata, w którym wszyscy żyjemy jest diametralnie różne od mojego czy Twojego. Intelektualnie i emocjonalnie jest gdzieś indziej. Każdy ma inne, swoje miejsce na tej platformie. Dzięki temu jest ona tak barwna. Dzieki temu spotykamy ludzi, którzy nas inspirują i tych, których my inspirujemy. To ciągle jednak ta sama platforma życia i śmierci.
Tylko właściwie dlaczego jest tak, że sa ludzie, którzy bawią się ryzykując życie (i często je tracą) i są tacy, którzy próbują się utrzymać na jego powierzchni? Gdzie to się wszystko zaczyna? Dlaczego mamy tak różne starty? Dlaczego niektórzy rodzą się z wadami fizycznymi i umysłowymi, a inni są geniuszami? Dlaczego rodzimy się w różnych rodzinach – patologicznych, bogatych, na wiosce, w slamsach, miastach, wśród ludzi inteligentnych czy prostych itd…? Przecież dziecko, to dziecko? Mogę to sobie tłumaczyć jakąś boską Istotą (z dużym I), która robi to z „miłości”… i zaakceptować to, że jestem tak ograniczony, że tej „miłości”, zsyłającej jedno dziecko na pewną śmierć, a inne w luksusy tego świata, zwyczajnie nie rozumiem – o ja głupiutki! Mój instynkt podpowiada mi jednak co innego. Moje doświadczenie mówi mi co innego: że jest prawo przyczyny i skutku. I nic się poza nim nie dzieje. To gdzie teraz jestem jest wynikiem moich wcześniejszych wyborów. Patrzę dookoła i wszędzie widzę ich wyniki. Ale gdzie zaczęły się te wybory? Który wybór jest tym pierwszym świadomym? Nie ma takowego…. Nawet więcej: nie przychodzimy tutaj biali jak niezapisana kartka, ale z całym bagażem wcześniejszych wyborów. To one decydują o tym, gdzie jestem, gdzie jesteś i gdzie jest Paweł. Decydują w jakim środowisku się znaleźliśmy i jak ono na nas wpływa. Dla mnie jest to całkiem logiczne i ma sens. Jesteśmy adresatami i nadawcami. Możemy to różnie nazywać. Dla mnie to prawo akcji i reakcji to zwyczajne prawo karmy (oj! no i padło to słowo…!). Bez ezoteryki, właśnie tym jest: robie TO, bo wcześniej zrobiłem TAMTO, a przez TO stanie się INNE. Tylko tyle… TO, TAMTO i INNE jest całkiem różne od siebie, ale jest w jednym nieprzerwanym ciągu zdarzeń zwanych życie. Wymieniają się tylko miejscami, więc TO jest teraz TAMTYM, a INNE to TO… i tak w nieskończoność……… jak logiczny ciąg liczbowy: bez początku i bez kńca.
List Pawła jest jego kolejnym wyborem: „chcę to wszystko zmienić, ale nie mam pojęcia co, gdzie i jak…? Wszystko w czym pokładam jakąś nadzieję wisi na małym włosku. Co jeśli się urwie? Będę miał po co żyć? Narobiłem głupstw… do niektórych się przyznaję, do innych wcale… ale ciągle tu jestem.. po co??? siadam w czymś, co może być medytacją. Nie mam pojęcia jak to się robi. Robię to jak czuję. Jestem tu ze sobą i dziwnie trzyma mnie to przy życiu. Sprawia, że mam motywację, żeby szukać kontaktu z jedyną osobą, dla której żyję – moim synem. Chcę mu dać to, czego sam nigdy nie miałem. Dlaczego właściwie nie wspomnę o swoim ojcu? Dlaczego nie miałem ojca, o którym mógłbym opowiedzieć, pochwalić się? Dlaczego tyle myślę… i czuję…? Może jak bym nie myślał i nie czuł to było by wszystko ok? czy to znaczy, że jest jakaś droga do wolności od tego wszystkiego? Czym jest ta wolność? Czym jest pokój i miłość? Dlaczego….???” Ten jego wybór będzie miał swoje następstwa w tzw. przyszłości. Dalszej czy bliższej… nie mam pojęcia. I nie ma to żadnego znaczenia. Ważne jest, że znalazł się w punkcie, w którym chce wybierać świadomie… A efekt… hmmm……. kto wie…..?
Nie myślę już o Pawle jako o manipulancie. Te myśli zastapiły inne: ze współczuciem, z życzeniami siły, wytrwałości i mądrości. Te chwile spędzone w uważności medytacji przyniosą swój efekt. Zawsze przynoszą……..
Yoshio