O naturze samookaleczeń – Ludmiła

Jak wiadomo wszystkim samouszkodzenia ciała dzielimy na dwie kategorie: chęć zwrócenia na siebie uwagi (manipulacja) i pragnienie samounicestwienia.Czasem te dwa cele mieszają się ze sobą, Chrystus jest tego przykładem: wydał sam siebie na śmierć krzyżową, aby dokonać samounicestwienia, ale jednocześnie połączył to z manipulacją; jego ofiara musiała mieć widzów, inaczej wielu ludzi nie nawróciłoby się. To znamienne, że wtedy też padły jego najważniejsze słowa: „Wybacz im Ojcze…”, „Matko, oto Syn Twój…”, „Jeszcze dziś będziesz ze mną w raju” i oczywiście nie najmniej ważne: „Eli, lama sabachtani”…

W jego przypadku dochodzi jeszcze jeden cel: Ofiara za kogoś. Do tego wątku ofiary jeszcze wrócę.

Gdy patrzę na siebie i swoje okaleczenia, widzę, że najwięcej było w nich masochizmu. Często stosowałam je w celu manipulacji, ale raczej działo się to dawniej. Dziś staram się „uwznioślić” swoje działania, poza tym, coraz częściej czuję nieodparte pragnienie kaleczenia ciała. Zdarza się to, gdy czuję ból psychiczny, napięcie, stres, jakieś ponad siły cierpienie jest to jedyna metoda ulżenia temu. Uwielbiam widok płynącej krwi, mamwrażenie wówczas( trochę pogańskie) składania jakiejś Ofiary. Zostają po tym blizny, które nigdy nie znikną. Z czerwonych szram zamienią się w białe, powstaną zrosty. Chciałabym wierzyć w to, że może gdzieś w innej rzeczywistości te moje ofiary posłużą czemuś, nie pójdą na marne, zamienia się w pokarm dla głodnych, radość dla nieszczęśliwych…

Kiedyś myślałam, że może tymi cięciami wzbudzę współczucie swojej mamy. Ale niedokonałoby się to nawet, gdybym ucięła sobie głowę, a potem przyszyła ją sobie z powrotem nicią dentystyczną…

Ludmiła