Koryu Roshi, koany i bycie jednym z naszym życiem.

(Genpo Roshi, nagranie z odosobnienia „Masters and Mensches”, 9. lipca 2020)

Myślę, że jest naprawdę ważne, żebyśmy zrozumieli, że jesteśmy częścią przekazu . Tak naprawdę sam nie wiem i nie rozumiem, jak to działa. Nie wiem, czy ktokolwiek to wie, ale istnieje coś bardzo realnego, co możecie usłyszeć- słyszeliście to w komentarzach Genno Roshi, słyszycie to u innych, na przykład w komentarzu Chrisa senseia. Jest coś bardzo potężnego w tym, że jesteśmy częścią przekazu, to widać wyraźnie.
Koryu Roshi był nauczycielem Maezumi Roshi. Maezumi Roshi spędził okres nauki w college’u z Koryu Roshi i zaczął naukę u niego. Poznałem Koryu Roshi w 1972 roku wchodząc do pokoju, który nazywamy pokojem dokusan, i właśnie wchodząc do tego pokoju zobaczyłem go po raz pierwszy. Złożyłem ukłon zgodnie z wcześniejszymi instrukcjami, gdyż był to mój pierwszy dokusan z nauczycielem w ogóle. Usiadłem przed nim w seiza i  odniosłem wrażenie , że jest on człowiekiem- potworem. Nie potworem w negatywnym sensie- po prostu był wielki, miał taką moc, moc samadhi, że wypełniała cały pokój. Tamtego popołudnia po obiedzie wyszedłem na przechadzkę, on zaś spacerował z jedną z kobiet, która była kimś w rodzaju pomocnicy i towarzyszyła mu od kilku lat. Widziałem jak szedł obok niej- mógł mieć 1,50 metra wzrostu, może 1,55, nie więcej niż 1,60. Nie mogłem uwierzyć, że taki olbrzym był tak niskim człowiekiem. Tak działała jego siła.
Pamiętam, że mi powiedział: „Masz pracować nad koanem mu”. Jego własna praktyka polegała na siedzeniu z mu. Zawsze zaczynał siedzenie od liczenia oddechów przez pierwsze 10 lub 12 minut, po czym przechodził do mu, w które wchodził coraz głębiej i głębiej. Robił to w sposób, który dał mu taką moc, taką obecność, że nawet pięćdziesiąt lat później wciąż ją pamiętam, była tak potężna. I powiedział wtedy do mnie: „Chcę, żebyś zgłębiał mu”. Więc wróciłem na poduszkę, usiadłem, spojrzałem na koan i pomyślałem „Co za nonsens, co za szaleństwo, co za głupota. Czemu mam się koncentrować na mu? To moje życie. To moje życie, więc co mam zrobić z tym mu? Wiem, kim jestem”.
Zatem wróciłem do niego i powiedziałem „Mam dosyć mu, nie będę tego robił”. Powiedział „Co przez to rozumiesz? Jaka jest odpowiedź?” Powiedziałem „Mam dosyć, nie będę tego robił. Wystarczy. Masz coś innego, nad czym mógłbym popracować?” (śmiech) Wciąż się śmieję z mojej głupoty i arogancji, ale wtedy uznałem, że to by było zboczeniem z drogi, że praca nad tymi koanami(1) byłaby rodzajem zboczenia z drogi. Prawdziwą praktyką było moje życie, co Dogen Zenji nazywa genjokoan. Wtedy nie widziałem sensu w koanach.
Wspominając to teraz widzę, że koany, nad którymi pracujemy podczas praktyki, pozwalają nam nauczyć się, jak być tym, połączyć się z tym, być jednym z rzeczami, które aktualnie dzieją się w naszym życiu. Czasami naprawdę cierpimy, opłakujemy stratę albo jesteśmy pogrążeni w smutku, bólu, udręce, albo czujemy się rozczarowani czy odrzuceni- te wszystkie sytuacje to koany.
Każda z tych sytuacji jest koanem. Jak być jednym ze swoją depresją? Jak być jednym ze swoją nudą? Jak być jednym ze swoim gniewem? I właśnie w tych koanach typu ”Jak przestać walczyć po drugiej stronie rzeki?” chodzi tylko o to, ponieważ nie wiemy, po prostu nie wiemy, jak być jednym ze sobą. Nie wiemy, jak być sobą. W zasadzie bardzo rzadko spotykamy kogoś, kto wie, jak być sobą, kogoś kto jest naprawdę sobą. Nie chcę tego nazywać ‘autentycznością’. Chodzi o bycie jednym. Może to być autentyczne, może nie być, nieważne. Czasem jest to autentyczne, czasem nie jest autentyczne, jak księżyc za chmurami. Jest to jednak jednym z tym, kim jesteśmy w danej chwili. Przecież wiemy, że to się nieustannie zmienia. Trzeba w to wejść i być tym, wycisnąć z tego sok jak z pomarańczy, wycisnąć z tego cały sok. Jak to zrobić? Uczymy się tego wchodząc w koany jeden po drugim, koany do analizy, żebyśmy mogli nauczyć się, jak to robić w życiu.
Oczywiście są dwie metody. W szkole Soto kładzie się nacisk na genjokoan lub siedzenie, po prostu siedzenie, gdyż traktuje się nasze życie jako koan.W szkole Rinzai chodzi bardziej o koany i ich urzeczywistnienie, satori lub kensho. Obie te szkoły nawzajem się uzupełniają. Tak naprawdę wszystko sprowadza się do mojego życia. Wszystkie koany i to, dlaczego tak silnie do nas przemawiają i czemu czujemy „Wow, ten koan był idealnie właściwy dla mnie w tamtym momencie, dokładnie dla mnie w tamtym momencie”, są właśnie tym, z czym się akurat zmagamy. Oczywiście, że tak jest, bo to jest po prostu twoje życie. Każdy koan ukazuje twoje życie. I uczymy się, że nie ma nic złego w byciu jednym z tym, co się właśnie dzieje. Nie ma nic złego w pracy z własną depresją, pracy z własną agresją, pracy z własnymi złudzeniami, pracy z własnymi cieniami. To wszystko jest w porządku, ponieważ nie ma nic egoistycznego w zagłębieniu się i staniu się jednią, ponieważ pokazujemy to światu i stajemy się lepszymi ludźmi.

(1) Genpo Roshi mówiąc o koanach używa w oryginale zwrotu case koans, oznaczającego rozbudowane narracyjnie koany w tradycji Rinzai. (przyp. tłum.)

(tłum. Magda Pawłowska)