Sztuka dawania (rozmowa Genpo Roshiego z Jamesem Roche’m 18 grudnia 2014 r.)
W buddyzmie mamy tzw. paramity, od sanskryckiego słowa oznaczajacego „dotrzeć (przekraczać) na drugi brzeg”. Paramity to praktyki, które jak łodzie mogą przewieźć nas na drugi brzeg, od samsary do nirwany, od cierpienia i niezadowolenia do bardziej satysfakcjonującego i radosnego życia.
Nie przypadkiem pierwszą paramitą, pierwszym krokiem w podróży na drugi brzeg, jest szczodrość w dawaniu. Jej esencją jest nasza chęć i zdolność do dawania, z całego serca, hojnie, aż po całkowite oddanie swojego ja innym, planecie, światu, wszystkim istotom. Bez ciągłego rachunku zysków i strat. Tym właśnie jest oświecenie.
W okresie świątecznym jesteśmy tak skupieni na otrzymywaniu – co dostanę? – podczas gdy moim zdaniem, cała radość leży w dawaniu. Właśnie dawanie prowadzi do szczęśliwego, spełnionego życia.
Gdy dajemy, najczęściej oczekujemy czegoś w zamian: kartki czy e-maile z podziękowaniem, jakiejkolwiek oznaki wdzięczności, bycia zauważonym i docenionym. Ale najprawdziwsze dawanie jest wtedy, gdy nie oczekujemy niczego w zamian. W praktyce zen, jest to prawdziwe oddanie całego ja, bez oczekiwań, bez zysku. Gdy więc medytujemy, najprawdziwszą formą medytacji jest shikantaza. Oznacza to po prostu samo siedzenie. A gdy nauczymy się medytować mushotoku, czyli bez oczekiwania rezultatów medytacji, przestajemy oczekiwać też rezultatów i zysków w innych sytuacjach w życiu.
O tej porze roku mamy okazję dawania prezentów, dawania innym. Często wydaje nam się, że wartość prezentu zależy od kwoty, jaką wydamy albo ile wysiłku w niego włożymy. Ale czasami najlepszym darem jest ciepłe powitanie, albo zwykłe „cześć”, czy „doceniam cię”. Może to być tak proste jak powitanie, e-mail, telefon – czy dowolny inny szczery gest. Ale większość z nas nie potrafi dawać w ten sposób, bez oczekiwania czegoś w zamian.
W większości przypadków, kiedy medytujemy, staramy się coś osiągnąć – stan spokoju czy ekstazy, dobre samopoczucie albo nawet oświecenie. To nie jest prawdziwa medytacja, ponieważ próbujemy coś zdobyć. W moim zrozumieniu, zrozumieniu zen, w prawdziwej medytacji nie ma idei zysku. Nie dla siebie, ani nawet dla innych. Medytacja z myślą o przebudzeniu wszystkich żywych istot jest zaszczytna, ale nie jest to najwyższa i najprawdziwsza forma medytacji.
Gdy medytujemy bez oczekiwania rezultatu, uczymy się naprawdę dawać, być hojnymi i wspierającymi niezależnie od nagrody czy potencjalnego zysku. To właśnie jest shikantaza.
Cofnijmy się do czasów Bodhidharmy i cesarza Wu. Bodhidharma jest uznawany za założyciela i ojca zen, który przybył do Chin z Indii około roku 500 naszej ery jako 28. Patriarcha. Cesarz zapytał go: „Co dostanę w zamian za wszystko, co darowałem buddyjskim mnichom, którzy przybyli tu przed tobą? Dałem ziemię, pieniądze, klejnoty, budowałem klasztory. Co dostanę w zamian?” – ciągle czegoś szuka, ciągle czegoś pragnie – cesarz, który powinien mieć wszystko. Bodhidharma odpowiedział: „Nie otrzymasz niczego w zamian. To wszystko jest bezwartościowe.” Poszukiwanie czegoś z myślą o zysku zawsze będzie niesatysfakcjonujące. Całą wartością i zyskiem jest bowiem sam akt szczerego dawania.
A zatem w okresie Bożego Narodzenia, Chanuki i Nowego Roku, dawajmy bezinteresownie, nie myśląc o nagrodzie. W rezultacie osiągniemy pełniejszą satysfakcję i trwalsze szczęście.
Tłumaczenie: Kamil B.