Czy można medytować na miłość? Czy istnieje w ogóle coś takiego jak medytacja miłości? No tak, ale jakiej miłości? Do partnera, dzieci, wszechświata, do życia?
Medytując dobrze jest rozwinąć najpierw miłość do siebie samego. Ale taką „dobrą” miłość. Wiarę, przekonanie, że mamy olbrzymi potencjał, ogrom dobroci, współczucia, mądrości i odwagi. I że to jest nasza prawdziwa natura. Wszystko inne – niewiedza, duma, gniew itp. są tylko tymczasowymi zasłonami, które zakrywają tę naturę. A więc punktem wyjścia jest przyznanie, że one się pojawiają. Tu stosujemy cały arsenał środków zaradczych, w zależności od tego w jakiej tradycji praktykujemy. Możemy medytować nad nietrwałością, pracować nad dyscypliną, wykorzystywać negatywne emocje jako paliwo na ścieżce, obserwować, przekształcać, wyzwalać. To są techniki, narzędzia służące poskramianiu umysłu i odkrywaniu własnej, doskonałej natury. W tym całym procesie ważne jest, byśmy byli dla siebie współczujący. Bo jeśli nie mamy współczucia dla siebie, to nie może się w nas rozwinąć miłość.
I gdy tak pracujemy nad sobą, rozwijamy pozytywne stany umysłu, dobre serce, życzliwość. Wtedy możemy wyjść z miłością do świata. Ale co to znaczy? To znaczy, że w naszych umysłach zakorzeni się szczera postawa pomagania innym. Nie będzie już intencji szkodzenia nie tylko ludziom, ale i zwierzętom, lasom, górom. Ba, sama idea szkodzenia przestanie nam się podobać. I wtedy jest czas, by nasze współczucie zamanifestowało się w postaci miłości.
Miłość z praktyki powinna przemienić się w konkretne działania. Nie muszą to być heroiczne czyny, czasem wystarczy uśmiech, w trzymanie za rękę, sama obecność. Można też wysłać „mentalnie” miłość. Wyobrażać sobie strumień białego światła, płynącego z naszego serca do kogoś. Kto cierpi myśląc przy tym, że dajemy mu nasze wsparcie, życzliwość. To światło otula tę osobę, koi jej ból, rozpuszcza całe cierpienie. Wyobrażamy sobie, odczuwamy, że ta osoba jest teraz szczęśliwa. Otwieramy nasze serca i wysyłamy w ten sposób miłość do ludzi umierających. Do bliskich, ale też do tych, których nie lubimy, do tych co nam szkodzą. Wysyłamy białe światło zwierzętom, roślinom, rzekom, domom (a czemu nie?).
Jak powiedział J. Ś. Drukpa Rinpocze: „Jesteśmy tu, by kochać. Powinniśmy używać naszej natury, by kochać i przynosić pożytek innym”.
A więc, czy można medytować na miłość? Odpowiem przewrotnie – NIE. Bo my jesteśmy MIŁOŚCIĄ.
Małgorzata Słomiana